Kolejny zabrzanin obchodził setne urodziny! Email
Wpisany przez Elżbieta Skwarczyńska-Adryańska napisz do autora    niedziela, 08 września 2013 11:31

stulatekUROCZYSTOŚCI Karol Kot ma dwie pasje: wielkie piece, których projektowaniem zajmował się niemal całe zawodowe życie i góry (niedawno wrócił z kolejnej wycieczki w Tatry). O obu potrafi rozprawiać godzinami, o czym przekonali się w ubiegły czwartek (22 sierpnia) licznie przybyli na jego jubileusz goście. Pierwszy toast za zdrowie sędziwego, ale pełnego wigoru 100-latka spełniono dopiero po wysłuchaniu niezwykle barwnych wspomnień, których początki sięgają I wojny światowej.

- Przecież my nie mamy prezydenta, tylko panią prezydent – powitał jubilat wiceprezydenta Krzysztofa Lewandowskiego w progu wypełnionego rodziną i oficjalnymi gośćmi salonu. I dokładnie zaczął wypytywać, co uniemożliwiło najważniejszej osobie w mieście uczestniczenie w jego święcie. Wiedza Karola Króla na aktualne tematy dotyczące świata oraz miasta, w którym żyje, jest zadziwiająca. – Chętnie przyjdę na kawę do Urzędu Miasta! Ale musi być z kropelką czegoś mocniejszego, tak z okazji i dla zdrowia! – odpowiada na zaproszenie wiceprezydenta.

Jeden z dziesięciu
W Zabrzu mieszka dziesięć osób, liczących sobie sto lub więcej lat. Najstarszą z nich jest kobieta urodzona w 1909 roku (104 lata). Sądząc po kondycji obecnego jubilata i słuchając historii jego życia, nie powinien on mieć trudności z pobiciem tego „rekordu”.

Jubilat urodził się w Siemianowicach Śląskich. Zamiłowanie do techniki i „złote ręce” odziedziczył po przodkach. Po ukończeniu Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych bez problemu dostał pracę w chorzowskich Azotach, jednak po niespełna pół roku (jako specjalista od instalacji technicznych) dostał bardziej odpowiedzialne stanowisko - kierownika papierni w Kaletach. Rodzinę założył krótko przed wybuchem II wojny światowej. Pierwszy syn – Władysław przyszedł na świat miesiąc przed rozpoczęciem zbrojnych działań. – Powodziło nam się całkiem nieźle, aż do wkroczenia Armii Czerwonej. Wcześniej, za Niemców nie było najgorzej, bo burmistrza Kalet, byłego rewizora Donnersmarcków, znałem z młodzieńczych eskapad „na piwo” – wspomina. – Rosjanie kazali meldować się wszystkim mężczyznom. Osobne okienka przeznaczono dla posługujących się językiem polskim, osobne dla niemieckojęzycznych. Znałem świetnie niemiecki, więc zgłosiłem się do tego drugiego i niemal natychmiast „wylądowałem” na robotach na Zaporożu. Znalazłem się tam właściwie przez własną głupotę! Przetrwałem, dzięki znajomości ślusarskiego fachu, bo Rosjanie potrzebowali specjalistów.

Do Zabrza Kot trafił po wojnie, wertując ogłoszenia w poszukiwaniu pracy. Ostatecznie jednak wybrał ofertę gliwickiego Biprohutu, któremu pozostał wierny do emerytury (odszedł na nią w 1978 roku). Kot, władający już biegle niemieckim i rosyjskim, nauczył się w nim języka francuskiego, bo wszystkie projekty technologiczne (Kot specjalizował się w wielkich piecach hutniczych) opisywane były w tym języku. Liczne dyplomy i odznaczenia są świadectwem jego zawodowej kariery.

Recepta na długowieczność
Kot przeżył ze swą małżonką 54 lata. Dochowali się dwóch synów i dwóch córek (najstarsza zmarła w dzieciństwie), czwórki wnuków (jeden wyjechał do Anglii) i piątki prawnuków (dwójka mieszka w Niemczech). Córka Urszula oraz synowie Kazimierz i Jerzy zostali w Zabrzu. Po śmierci żony jubilat zamieszkał z rodziną córki w rozbudowanym wspólnymi siłami domu przy ul. Dożynkowej.

Mimo sędziwego wieku nie porzucił całkiem dawnego stylu życia. – Zawsze kochałem góry, a zwłaszcza Tatry. Przez lata jeździliśmy do Zakopanego z żoną i dziećmi na wczasy zakładowe. Jednak to już nie te same góry… – wzdycha Kot, który kilka miesięcy temu znów wybrał się z bliskimi na spacer po jednej z tatrzańskich dolin. – Nie ma już góralek, które na szlaku oferowały turystom świeże, zimne mleko. A za spacery po górskich ścieżkach trzeba płacić!

Na pytanie o receptę na długie życie Kot nie ma jednoznacznej odpowiedzi. – Trzeba lubić ludzi i to, co się robi. Ale żeby to robić dobrze, to trzeba coś umieć. To chyba najważniejsze? – zastanawia się Kot. – A szczęście? Miałem go sporo… I zdrowie… Bo w życiu tylko dwa razy poważnie chorowałem, we wczesnym dzieciństwie.

 
 

FACEBOOK

DREWNO opałowe,

pocięte, połupane,

300 zł/ m3.

Tel. 534-933-167 


 

Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA