PROCES BYŁEGO PREZYDENTA. Zaskakujące zeznania przyjaciela ofiary. Frydrychowski bał się Jerzego G.? Email
Wpisany przez Paweł Franzke napisz do autora    sobota, 31 marca 2012 14:39

WYMIAR SPRAWIEDLIWOŚCI. - Podczas ostatniego spotkania Leszek powiedział, iż nie wie, co ma zrobić z dużą kasą, która mu się kroiła. Pytał czy będzie mógł przechować ją na moim koncie – zeznał w środę (28 marca) jeden ze świadków na procesie Jerzego G., byłego prezydenta Zabrza oskarżonego o zabójstwo Lecha Frydrychowskiego w lesie pod Wymysłowem w sierpniu 2008 roku. Jerzy G. mocą innego wyroku sądowego winny był Frydrychowskiemu blisko ćwierć miliona złotych z odsetkami sięgającymi 800 tys. złotych.

Wczoraj sąd przesłuchał kolejne trzy osoby. Po niewiele wnoszących do sprawy zeznaniach sąsiadki Frydrychowskiego, przed sądem stanął Marek S. – mechanik i kierowca ciężarówek. Sam określił Lecha jako przyjaciela rodziny, którego znał od szkoły podstawowej. – Kiedy potrzebowałem jego pomocy, przychodził i pomagał – relacjonował przed sądem. Twierdził jednak, że nigdy nie chodziło o poważne rzeczy, a raczej np. o przestawienie mebli.

Lech często odwiedzał mieszkanie S., czasem pili wspólnie piwo. F. wypytywał go o kwestie mechaniki pojazdowej, a także prosił o pomoc przy samochodzie. – Był bardzo oszczędny. Kiedy psuło mu się auto, szukał używanych, a nie nowych części – dodał. Frydrychowski czasem jeździł z nim ciężarówką – zawsze jednak tylko na krótkie, kilkugodzinne trasy, bo musiał opiekować się swoim psem. Na tych wypadach pomagał kierowcy, np. w zarzucaniu plandek. Prosił też czasem, by pozwolił mu samemu zaparkować kilkudziesięciotonowy pojazd.

Nieznany przyjaciel
Mimo dość zażyłych kontaktów, S. nie wiedział czym Frydrychowski zajmował się na co dzień. Nie znał też miejsca jego zatrudnienia, ani szczegółów dotyczących kariery uczelnianej. – Nawet jeśli nie pracował, to przecież mógł żyć z emerytury matki – mówi. – Ja go o szczegóły nie pytałem, bo ani on, ani ja nie lubiliśmy, aby ktoś wtrącał się w nasze życie prywatne.

S. twierdził także, że nic nie słyszał na temat zainteresowań Lecha hazardem lub by udzielał wysokoprocentowych pożyczek. Przyznał jednak, że sam kiedyś wział pieniądze od Frydrychowskiego, gdy zabrakło mu na opłacenie składki ZUS.  O śmierci Frydrychowskiego dowiedział się kilka dni po fakcie. Tłumaczył, że wraz z żoną pojechał na zlot motocyklowy do Żywca. Wracając, zadzwonił do niego Andrzej M., który twierdził, że sam przebywa w Bieszczadach, a nie może skontaktować się z Frydrychowskim i pytał go czy nie wie, co się z Leszkiem dzieje. Kiedy rodzina S. wróciła do Zabrza, postanowił podejść do mieszkania Lecha. Choć okna były pootwierane, nikt nie odpowiadał na pukanie. Jedna z sąsiadek miała słyszeć wcześniej psa.

S. odwiedzali mieszkanie kilkukrotnie. – Zostawiłam nawet kartkę w drzwiach, aby Leszek skontaktował się z nami – zeznała później Alicja S. Jej mąż twierdził w trakcie przesłuchania na komendzie w 2008 roku, że pytał swojego brata Grzegorza – policjanta w zabrzańskiej komendzie – czy coś mu wiadomo. Ten miał sprawdzić czy o Frydrychowskim nie trafił czasem do szpitala lub czy nie był ofiarą wypadku.

Rodzina zastanawiała się nawet czy nie wezwać policji i straży pożarnej, by wejść do mieszkania siłą, rozważając, że ich przyjaciel może być w środku i czekać na pomoc. Zwłaszcza, że w tym okresie brał leki zapisane mu przez lekarza po wcześniejszym intensywnym krwotoku z nosa.

Zapomniana umowa
O śmierci Lecha Frydrychowskiego S. miał dowiedzieć się dopiero po kilku dniach. Nieco światła na relacje S. i Frydrychowskiego rzuciło przesłuchanie w będzińskiej komendzie policji w sierpniu 2009 roku, gdzie zadano świadkowi dość kluczowe pytanie: - Dlaczego nie wspomniał pan wcześniej o tym, że zbierał pan długi dla Lecha Frydrychowskiego? Policjanci podejrzewali S. o takie usługi, gdyż odnaleziono umowy pożyczek, które świadek przechowywał we własnym domu.

Te dokumenty Leszek przekazał mi w obecności mojej żony, mówiąc „weź mi to przechowaj, jakby co”. Po śmierci Leszka oddałem kopertę z nimi Alicji K. (dziewczynie Frydrychowskiego – przyp. red.), która powiedziała, że to jakieś przeterminowane sprawy – tłumaczył.  Frydrychowski przestrzegał także S. przed zadawaniem się z Andrzejem M. (który później rozpytywał S. o los Frydrychowskiego tuż po jego śmierci). Radził, by nie robił z nim żadnych interesów i w ogóle trzymać się od niego z daleka. 

Bał się Szyberdacha?
Marek S. zeznawał też policjantom, że rozmawiał z Frydrychowskim o Jerzym G. Nazywał go między innymi „Gołubem” i „Szyberdachem”. Leszek był wyraźnie przestraszony, choć S. nie przypominał sobie z jakiego powodu. Myślał jednak, że oskarżony go śledzi i poluje na niego. Wyłączał również telefon, w obawie przed podsłuchaniem. Po latach jednak S. twierdzi, że nie pamięta jednak co konkretnie poruszali w dyskursach.
Na te słowa zareagował nie tylko obrońca Jerzego G., ale i sam oskarżony. – Czy Lech Frydrychowski faktycznie bał się mnie? – dopytywał wczoraj Jerzy G. zza grubej szyby.

S. po chwili wahania odpowiedział, że nie jest już teraz w stanie powiedzieć czy takie słowa faktycznie padły z ust Frydrychowskiego. Twierdził też, że przesłuchanie na komendzie trwało osiem godzin i było bardzo męczące. I mógł przegapić sformułowanie w protokole „G. był głównym prześladowcą Frydrychowskiego” pod którym się podpisał. 

Gruba kasa na horyzoncie

Marek S. w policyjnych zeznania wspomniał również rozmowę z Frydrychowskim w trakcie ostatniej wspólnej podróży ciężarówką. – Było to wiosną lub latem. Leszek ufał mi do tego stopnia, że powiedział mi wtedy, iż nie wie co ma zrobić z dużą kasą, która mu się kroiła. Pytał czy będzie mógł przechować ją na moim koncie. Nie odpowiedziałem, bo nie bardzo wierzyłem w te pieniądze – mówił. Frydrychowski rzekomo miał zamiar je wydać na zajazd lub restaurację. To o tyle istotna informacja, iż ustalenia śledczych i niektórych świadków mówią o tym, że G. zapowiadał Lechowi definitywne spłacenie długu. Zamiast tego, doszło do śmierci Lecha.

- Kiedy po śmierci Leszka sprzątałam z Alicją K. mieszkanie Frdrychowskiego, odnaleźliśmy pod jedną z szafek dyktafon. Przesłuchaliśmy go, ale kaseta była pusta – zeznała wczoraj Alicja S., żona poprzedniego świadka. Nie podano jednak jaki dalszy los spotkał urządzenie.

Żaden ze świadków nie przypominał sobie nic na temat naukowych podróży Lecha Frydrychowskiego do lasów. Twierdzili, że zdarzało mu się jedynie jeździć tam na spacery z psem.

Kolejna rozprawa w tym procesie odbędzie się 17 kwietnia.

PAWEŁ FRANZKE

 
Zobacz także

» Prezydent Zabrza pozostaje w grze. Czy Małgorzata Mańka – Szulik zgarnie główną wygraną w wiosennych wyborach samorządowych?

WYBORY SAMORZĄDOWE. Kończący się tydzień przyniósł bardzo ważną informację w Zabrzu: obecna prezydenta miasta Małgorzata Mańka – Szulik oficjalnie zadeklarowała i potwierdziła, że będzie się ubiegać o kolejną reelekcję na...

» Miasto znów wyemituje obligacje, uchwały o nieużytkach bez dyskusji, była w niedozwolonym miejscu i zginęła. Nowy Głos już do kupienia i czytania!

TYGODNIK LOKALNY. Gmina podjęła decyzje o przyszłości kilku nieużytków. Radni podjęli w tej sprawie UCHWAŁY BEZ DYSKUSJI. Nasz dziennikarz przyjrzał się sprawie dokładnie na posiedzeniu komisji gospodarki komunalnej. i co się okazało? ...

» KORONAWIRUS. Wsparcie dla przedsiebiorców

MIASTO. W celu udzielenia pomocy przedsiębiorcom, którzy dotknięci zostali negatywnymi konsekwencjami zagrożenia epidemicznego, prezydent Małgorzata Mańka-Szulik podjęła decyzję o odstąpieniu od pobierania czynszu za gminne lokale...

» Opłatek nauczycielski

UROCZYSTOŚCI. Dziś, w restauracji Pod Kasztanami odbyło się spotkanie opłatkowe środowiska oświatowego. Wzięli w nim udział m.in. prezydent Zabrza Małgorzata Mańka-Szulik, radna Sejmiku Województwa Śląskiego Urszula Koszutska,...

» Nauczycielskie nadania

OŚWIATA. Dzisiaj, w auli Szkoły Podstawowej nr 36 im. Juliana Tuwima w Zabrzu, odbyło się uroczyste ślubowanie i wręczenie aktów nadania stopnia awansu zawodowego nauczyciela mianowanego. Tytuł otrzymało 23 nauczycieli kontraktowych,...
 

FACEBOOK

DREWNO opałowe,

pocięte, połupane,

300 zł/ m3.

Tel. 534-933-167 


 

Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA