WYBORY 2011. Z naszego okręgu do sejmu dostał się tylko jeden zabrzanin - ceniony radny Borys Budka. Poniżej publikujemy fragment wywiadu z posłem-elektem.

- Będzie pan jedynym parlamentarzystą związanym z naszym miastem. Uporządkujmy jednak od razu jedną rzecz: jest pan aby na pewno posłem z Zabrza? Po niedawnym ślubie z gliwiczanką to w tamtym mieście jest pan ponoć widywany znacznie częściej. Mieszka pan zatem i jest zameldowany w Zabrzu czy już nie?
- Jestem zabrzaninem i tak pozostanie. Staram się jednak oddzielać życie prywatne i zawodowe od mojej działalności publicznej. W Zabrzu jestem zameldowany i pracuję społecznie i tu uzyskałem najlepszy wynik spośród wszystkich kandydatów. Nie zamierzam zostawiać mojego miasta. Dlatego też moje biuro poselskie będzie właśnie w Zabrzu.

- Tak szczerze: liczył pan na sukces w tych wyborach czy bardziej była to walka o wypracowanie dobrej pozycji w zabrzańskiej PO, w której – mówiąc delikatnie – nie był pan hołubiony.
- Start w wyborach zaproponowały mi władze najniższego szczebla, czyli naszego koła. Ich wybór okazał się trafny. Gdybym nie wierzył w sukces, nie startowałbym w tych wyborach. One pokazały, kto ma największe poparcie wśród zabrzan. Udowodniły też, że wyborcy nie lubią partyjnych gierek. Cenią jednak okazywaną im pomoc, dostępność i bezpośredni kontakt. Na wyborczy sukces pracowałem wiele lat, a nie tylko w trakcie kilkutygodniowej kampanii.

- Uzyskał pan mandat poselski startując zaledwie z 11 miejsca. Tymczasem pańscy zabrzańscy oponenci i „konkurenci” z partii – choć byli wyżej na liście wyborczej – zyskali słabsze wyniki. Pokonał pan samego szefa partii w Zabrzu – Rafała Marka. Czy mamy się teraz spodziewać, że w naturalny sposób to pan stanie się liderem zabrzańskiej PO?
- Cóż, nie mnie to oceniać. Dla mnie oczywistym jest, że zabrzańska PO potrzebuje zmian. Nie można zamykać się w gronie kilku osób i liczyć, że np. nazwisko da przepustkę do parlamentu. To wyborcy wskazują liderów. Mam nadzieję, że mój sukces pozwoli przyciągnąć do Platformy nowych ludzi, którzy do tej pory stali z boku, nie zgadzając się z dotychczasową lokalną polityką. Udowodniłem, że pozytywna kampania daje efekt lepszy, aniżeli ciągłe spory.

- W Zabrzu i Gliwicach zasłynął pan ze wsparcia okazywanego członkom spółdzielni mieszkaniowych w ich nierównej walce z zarządami. Czy teraz jako poseł skupi się pan na poprawianiu prawa spółdzielczego, by ograniczyć wszechwładzę i samowolę niektórych prezesów?
- To jeden z celów mojej pracy w parlamencie. Wiem jak wiele patologii jest w niektórych spółdzielniach. Wiem też, jak niedoskonałe są przepisy. Dlatego w pierwszej kolejności zamierzam doprowadzić do zmian korzystnych dla członków spółdzielni. Chcę, by wreszcie poczuli się prawdziwymi gospodarzami, a nie podwładnymi prezesów spółdzielni-molochów. Liczę na to, że dla zmian w prawie spółdzielczym będzie można znaleźć zdecydowaną większość w Sejmie. Należy do prac nad ustawą zaprosić również przedstawicieli spółdzielni, tych małych, dobrze funkcjonujących, żeby na ich przykładzie wprowadzać rozwiązania akceptowane społecznie i wzmacniające prawa członków spółdzielni.

Pełny wywiad znajduje się w aktualnym numerze Głosu Zabrza i Rudy Śląskiej (nr 41/2011).