ŚRÓDMIEŚCIE. Cztery osoby trafiły do szpitala po dzisiejszym porannym pożarze, do którego doszło w jedenastokondygnacyjnym wieżowcu przy ul. Wolności 121 około godz. 5.30. Ogień pojawił się w mieszkaniu na drugim piętrze. - O pożarze powiadomił nas inny mieszkaniec wieżowca i dzięki szybkiej interwencji naszych czterech zastępów udało się powstrzymać rozprzestrzenianie płomieni na inne pomieszczenia - mówi st. kpt. Krzysztof Grabowiec z zabrzańskiej straży pożarnej. Mimo błyskawicznych działań pożarników, w ogniu ucierpiały jednak cztery osoby: 80-letni lokator feralnego mieszkania, jego 50-letni syn oraz dwoje lokatorów z mieszkania powyżej. - 28-letnia kobieta, ze swoim 3-miesięcznym dzieckiem, zgłosiła się do nas po akcji z objawami zatrucia gazami pożarowymi - tłumaczy Grabowiec.

Mężczyzn ewakuowano przez balkon, z pomocą specjalistycznej drabiny. Całą czwórkę przetransportowano do szpitala. Najstarszy z tego grona po badaniach wypisał się na własne żądanie. 50-latka przetransportowano ostatecznie do szpitala specjalistycznego w Siemianowicach Śląskich, gdzie znajduje się oddział oparzeniowy. Miał ślady poparzeń 1 i 2 stopnia na rękach. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że jego życiu nie zagraża jednak niebezpieczeństwo.

W ogniu stanął jeden z pokoi, od strony ul. Wolności, gdzie spał oparzony. - Skierowaliśmy dwa strumienie wody - jeden przez klatkę schodową, drugi drabiną przez okno - relacjonuje akcję strażaków kpt. Wojciech Strugacz. - Jednocześnie ewakuowaliśmy lokatorów mieszkania przez balkon. Na szczęście nie było potrzeby wyprowadzania ludzi z całego bloku - dodaje.

Choć mieszkanie jest własnościowe, Zabrzańska Spółdzielnia Mieszkaniowej podjęła szybkie działania zabezpieczenia mieszkania. - Kiedy tylko mogliśmy rozpocząć akcję, do sprzątania i zabezpieczania mieszkania oraz klatki schodowej wkroczyli nasi pracownicy - dodają przedstawiciele ZSM obecni na miejscu.

Mieszkanie jest doszczętnie zrujnowane. Choć ogień trawił głównie jeden pokój, to gazy i dym niszczyły także sąsiednie pomieszczenia. W tej chwili nie nadaje się do zamieszkania, więc losem 80-latka zajmie się Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie.

Jak twierdzą sąsiedzi mężczyzn, mieli oni już wcześniej do czynienia z tą instytucją. - Oni nie mieli ani prądu, ani gazu, bo nie płacili! - emocjonalnie tłumaczyli naszemu reporterowi. - Może to i lepiej, bo przynajmniej nie wylecieliśmy w powietrze.

Również inni sąsiedzi anonimo mówią, że nie mają dobrego zdania o dwójce mężczyzn.

- Prawdopodobnie przyczyną ognią było zaprószenie - mówi st. kpt. Grabowiec. - Straty oszawaliśmy na 20 tysięcy złotych.