Przełożony pod sufitem, czyli jak dyżurny policji przyjmował zgłoszenie Email
Wpisany przez Przemysław Jarasz napisz do autora    poniedziałek, 25 lipca 2011 16:14

Kpiący i lekceważący wobec mieszkanki Zabrza był dyżurny komisariatu II przy ul. Trocera. Kobieta, pielęgniarka z zawodu, chciała się dowiedzieć, dlaczego policja nie wszczęła pościgu za bandytami, którzy napadli na jej syna w biały dzień. Mundurowy jednak nawet nie spojrzał w stronę kobiety karnie czekającej przy okienku i niestrudzenie coś wpisywał na komputerowej klawiaturze. A gdy zniecierpliwiona petentka w końcu zapytała policjanta czy ma kogoś nad sobą (w znaczeniu: przełożonego) ten spojrzał na sufit nad swą głową i sarkastycznie odpowiedział, że nie widzi tu nikogo. Potem już było tylko gorzej. A gdyby za okienkiem stała np. napadnięta czy zgwałcona kobieta potrzebująca pomocy?

Było środowe popołudnie (13 lipca), gdy 26-letni pracownik pogotowia ratunkowego Przemysław Cordier swym prywatnym samochodem jechał na wykład z udzielania pierwszej pomocy. U zbiegu ulic Tatarkiewicza i Gdańskiej drogę zajechało mu czarne BMW, zatrzymując się w poprzek drogi. Dwóm rosłym mężczyznom nie spodobało się to, że pan Przemysław chwile wcześniej zatrąbił na nich, gdy ci wyprzedzali „na trzeciego” i niemal otarli się o lusterko jego samochodu. - Gdy zauważyłem, że ci dwaj ruszyli w moją stronę, natychmiast zamknąłem wszystkie okna samochodu i zabarykadowałem drzwi. Niestety, nie zdążyłem zamknąć szyberdachu – wspomina ratownik.

Potem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie i w iście bandyckim stylu. Jeden z napastników wskoczył najpierw na maskę volkswagena golfa, a następnie na dach samochodu. Tam przez uchylony szyberdach po prostu skopał człowieka siedzącego za kierownicą.

- Byłem zszokowany i przerażony. Nigdy nie doświadczyłem takiego napadu i to w środku dnia. Uciekłem na wstecznym biegu i pognałem na pobliską stację benzynową, by jak najszybciej znaleźć się wśród ludzi – wspomina ofiara.

997. To nie ten numer?
Gdy poczuł się już bezpiecznie, ze swego telefonu komórkowego zadzwonił pod numer alarmowy policji 997. Przejęty zaczął opowiadać co go przed chwilą spotkało. Ku jego zdumieniu policjant dyżurujący przy telefonie nie tylko nie zaczął dopytywać o szczegóły, ale nagle przerwał jego relację.

- Powiedział mi, że jeśli stało się to przy ul. Gdańskiej, to powinienem zadzwonić do II komisariatu przy ul. Trocera. I podyktował mi numer telefonu kończąc rozmowę - wspomina Przemysław Cordier. – Nie miałem nawet czym go zapisać, ale jakoś udało mi się go zapamiętać.

Niestety, dyżurny wspomnianego komisariatu był jeszcze bardziej lakoniczny. – Nie zaproponował żadnej pomocy czy wysłania patrolu. Powiedział mi tylko, że potrzebuje ode mnie zaświadczenie lekarskie o stanie mojego zdrowia, żeby cokolwiek ruszyć w tej sprawie – mówi Cordier. - Podziękowałem więc za taką pomoc i pojechałem na umówione szkolenie.

Po drodze pan Przemysław opowiedział o zdarzeniu swej matce. Ta poruszona i wzburzona biernością policji zaraz po zakończeniu pracy, około godz. 18, poszła na II komisariat.

- Chciałam się dowiedzieć co jeszcze musi się wydarzyć, by policja potraktowała bandycki napad w trybie pilnym? - opowiada Mariola Cordier, matka ofiary.

Dyżurny nawet nie zapytał
Stanęła grzecznie przy okienku prawdopodobnie tego samego dyżurnego, który odprawił z kwitkiem jej syna i przywitała się. Ale jak relacjonuje, policjant nawet nie spojrzał w jej stronę i odpowiedział wystukując coś na klawiaturze komputera. Po chwili bezowocnego oczekiwania zabrzanka spytała wprost o to, kiedy zostanie zauważona? – Jak będzie czas – miał odpowiedzieć mundurowy dalej „klikając” coś w komputerze.

Po kolejnej chwili czekania Cordier spytała, kiedy będzie ten odpowiedni czas, bo zaczyna się czuć jak intruz. - Jak będzie, to się odezwę, bo pomagam kolegom w niebezpieczeństwie – miał rzucić mundurowy dalej stukając w klawiaturę.

Tracąc cierpliwość i chcąc poskarżyć się na opieszałość policjanta pani Mariola spytała go kolokwialnie, czy ma kogoś nad sobą. Wtedy, wedle słów zabrzanki, policjant miał podnieść wzrok ku sufitowi nad sobą i sarkastycznie odpowiedzieć: „Nie widzę tu nikogo”.

Anons bez inteligencji…
Potem doszło już do klasycznej awantury, w czasie której policjant nie chciał przedstawić się z nazwiska. - Jakby była pani inteligentna, to zobaczyłaby pani, że nazwisko jest tam – odpowiedział w końcu wskazując na niewielką kartkę za szybą okienka. Przeczytała: „starszy aspirant Zbigniew Żegleń”.

Oznajmiła więc mu, że idzie do komendy na skargę. - Życzę powodzenia. Zaraz tam zadzwonię, by panią zaanonsować - odpowiedział dyżurny palcem pokazując kobiecie drzwi. Na odchodnym jeszcze podał jej adres komendy: ul. 3 Maja, choć powinien podać 1 Maja.
- Powiedziałam mu, że taki z niego profesjonalista, że nawet nie wie gdzie urzędują jego przełożeni – mówi kobieta.

Odcisk buta
Na szczęście w Komendzie Miejskiej Policji kobietę potraktowano profesjonalnie, grzecznie i z szacunkiem. Przyjmujący ją policjant przeprosił za zachowanie kolegi z komisariatu i odszukał zgłoszenie telefoniczne o napadzie. Okazało się, że dyżurny nawet nie zapisał nazwiska ofiary. Na miejsce zaproszono pana Przemysława wraz z samochodem, a ekipa kryminalistyczna zdjęła odcisk dłoni napastnika z szyby oraz buta z maski pojazdu.

W sprawie jest jeszcze jedna poruszająca sprawa. Otóż gdyby policja od razu wszczęła poszukiwania sprawców podając komunikat do wszystkich patroli, mogła ich dość łatwo ująć. A to dlatego, że czarne BMW miało nietypową jak na Śląsk rejestrację i do tego przerysowany cały jeden bok samochodu jakby od stłuczki.

Proszony przez nas o komentarz do sprawy Prokurator Radosław Woźniak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach przyznał, że nie tak policja powinna zareagować na bandycki napad w miejscu publicznym.

- Gdy mamy do czynienia z przestępstwem pobicia albo rozboju, charakter obrażeń u ofiary nie powinien rozstrzygać o sprawności podjęcia interwencji przez policję. A ta powinna być wręcz natychmiastowa. Przecież to nie była bójka dwóch znajomych, tylko do zuchwała napaść na przypadkowego człowieka - podkreśla prokurator Woźniak.

Marek Wypych, rzecznik prasowy zabrzańskiej policji – wbrew wcześniejszym deklaracjom - w ogóle nie odpowiedział nam na pisemne zapytania w tej sprawie.

fot. Paweł Franzke

 
Zobacz także

» Rowerzysta zapłacił słony mandat

POLICJA.   Uwagę policjantów z drogówki zwrócił jadący wieczorem rowerem ulicą Sikorskiego mężczyzna. Mundurowi podejrzewali, że jest pod wpływem alkoholu. Został zatrzymany i zbadany alkomatem. Okazało się, że w wydychanym...

» Jechał zygzakiem? Był kompletnie pijany i bez prawa jazdy!

ZATRZYMANIA.  Policjanci otrzymali zgłoszenie, że po ulicy Jordana porusza się renault, którego kierowca może być nietrzeźwy. Dzielnicowi z Komisariatu V szybko namierzyli i zatrzymali mężczyznę. Okazało się, że 41-letni mieszkaniec...

» Na gazowej bombie, Hiszpan zginął jadąc pod prąd, wiceprezydent chce być prezydentem, szczury zaatakowały centrum, Lubański w przedszkolu i teatrze. Nowy Głos już do czytania!

TYGODNIK LOKALNY. Odkręcił butlę i czekał... Wcześniej mówił sąsiadom, że wysadzi cały dom w powietrze. Strażacy weszli do jego mieszkania w ostatniej chwili  i ewakuowali lokatorów. Dramat wisiał dosłownie w powietrzu. Szczegóły...

» Pieć lat za znęcanie sie nad partnerką

POLICJA. Najbliższe trzy miesiące, 33-latek zatrzymany przez policjantów spędzi w areszcie śledczym. Decyzję o tymczasowym aresztowaniu  wydał sąd. Mężczyzna znęcał się psychicznie i fizycznie nad partnerką. Teraz grozi mu kara do 5...

» Pieniądze stracone...

OSZUSTWO. Kolejny raz doszło w Zabrzu do kradzieży na fałszywego urzędnika. Kobieta podająca się za policjantkę zadzwoniła do 85-letniego zabrzanina na stacjonarny numer telefonu. W trakcie rozmowy przekonała go, że jego syn spowodował...
 

FACEBOOK

DREWNO opałowe,

pocięte, połupane,

300 zł/ m3.

Tel. 534-933-167 


 

Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA