MY I ŚRODOWISKO. Pokopalniane zwałowisko Ruda w dzielnicy Biskupice od lat zatruwa życie (dosłownie i w przenośni) mieszkańcom najbliżej położonych dzielnic. Najgorzej jest latem, bo gdy żar leje się z nieba, nie sposób otworzyć okien, a mimo to, gryzący swąd wciska się do wnętrza najmniejszymi szczelinami. Jak widać, ugaszenie pożarowiska i kosztowne prace rekultywacyjne wykonane w 2006 roku nie dały pożądanego rezultatu. Część zabrzan wręcz twierdzi, że spowodowały zapłon kolejnej partii składowiska…
Biskupiecka hałda – pozostałość po nie istniejącej już kopalni Zabrze - zajmuje powierzchnię ponad 27 hektarów. Składowanie odpadów zakończono tam w latach 90. ubiegłego wieku. Zdeponowano na niej około 1,7 mln ton odpadów, stanowiących zagrożenie samoczynnym zapłonem (pożary endogeniczne) lub ingerencją zewnętrzną (pożary egzogeniczne).
Pierwsze ogniska zapożarowania pojawiły się w zachodniej części hałdy, na około 3 hektarach. Zlikwidowało je dziesięć lat temu konsorcjum firm: Przedsiębiorstwo Robót Geodezyjno-Wiertniczych w Sławkowie, Haller z Katowic i Główny Instytut Górnictwa. - Być może drogi dojazdowe - wykonane wówczas w skarpie zwałowiska, dla samochodów ciężarowych z materiałami niezbędnymi do prowadzenia prac przewidzianych projektem – naruszyły strukturę hałdy, umożliwiając dostęp tlenu do głębiej położonych jej warstw, co wywołało ich samozapłon? – zastanawia się Marcin Kupka, radny dzielnicowy z Biskupic.
Faktem jest, że po krótkiej przerwie uciążliwy dym zaczął znów dokuczać mieszkańcom. I nie była to jedynie ich subiektywna opinia. Prowadzony od tego czasu – zgodnie z umową - monitoring stanu termicznego hałdy, pozwolił zlokalizować kolejne ogniska zapożarowania. Ich likwidację zakończono cztery lata później, przy pomocy środków z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (m.in. kształtowanie skarp i wykonanie przegród izolacyjnych). Fundusz wyznaczył 3-letni okres utrzymania trwałości tego przedsięwzięcia, który minął w 2013 roku.
Choć sytuacja znacznie się poprawiła, nadal napływały jednak sygnały od mieszkańców, że hałda się pali. Pisaliśmy o tym w połowie ubiegłego roku w artykule (Nie) zmarnowane pieniądze? GŁOS nr 38 z 24 września), kilka miesięcy po zakończeniu w tym miejscu kolejnej inwestycji, będącej częścią projektu rewitalizacji zdegradowanych terenów nad Bytomką, realizowanego przez wydział ekologii Urzędu Miejskiego w latach 2013–2015 z unijnych pieniędzy (fundusze pozyskano z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w ramach programu Przywracanie terenom zdegradowanym wartości przyrodniczych). Zasadność skarg Czytelników potwierdziliśmy podczas wizji lokalnej wraz z naczelnikiem wydziału - Januszem Famulickim i kierującym projektem Grzegorzem Smyczkiem. Nowe ognisko zapożarowania znajdowało się w pobliżu wejścia na hałdę ścieżką dydaktyczną. Roślinność była popalona, a z licznych szczelin w nasypie wydobywał się charakterystyczny swąd. Stąpanie po zwałowisku groziło stopieniem podeszew lub co najmniej osmoleniem obuwia! Usłyszeliśmy, że wydział zobowiązał się do systematycznego monitorowania zrekultywowanego terenu przez pięć lat po zakończeniu projektu. – W porozumieniu z Głównym Instytutem Górnictwa, który przy pomocy zainstalowanych tu czujników stale ocenia stan zwałowiska pozwalamy tej hałdzie „naturalnie” dogasać. To chyba lepsze rozwiązanie niż nieumiejętne gaszenie hałdy, jakie obserwowaliśmy w Mikulczycach, które spowodowało zadymienie całej okolicy? – tłumaczył wówczas Famulicki.
Jednak zarzut mieszkańców i części radnych o bezczynność władz miasta jest nieuzasadniony. Pracownicy wydziału bowiem systematycznie, co najmniej raz w tygodniu kontrolują to miejsce. - Prowadzony już w ubiegłym roku monitoring hałdy wskazał na zlokalizowanie strefy podwyższonej temperatury poza terenem objętym działaniami gaśniczymi w poprzednich latach. Aktualnie strefa ta obejmuje niewielką część skarpy od strony północno-wschodniej przy wjeździe na wierzchowinę hałdy, choć niestety powiększyła się nieco od zeszłego roku – wyjaśnia Famulicki.
Z odpowiedzi, jakiej naczelnik udzielił zaniepokojonej problemem grupie radnych wynika, że 25 lipca zabrzańska firma NRW wykona odwierty, by umożliwić specjalistom z GIG-u dokładne określenie obszaru i głębokości występowania w hałdzie podwyższonych temperatur. – Potrwa to najwyżej dwa dni. Mając te dane będziemy mogli ogłosić przetarg i wybrać wykonawcę, który skutecznie zlikwiduje problem – obiecuje Famulicki i dodaje, że specjaliści określą też sposób, w jaki należy to zrobić. – Na początek na pewno trzeba będzie odgrodzić tlącą się część od reszty hałdy – tłumaczy naczelnik. - Potem albo się ją wybierze, co niestety może być okresowo uciążliwe dla mieszkańców, bo spowoduje jeszcze większe zadymienie albo – co bardziej prawdopodobne – szczelnie osłoni odpowiednim materiałem, by „zdusić” ogień.
Lipcowe, ulewne deszcze zmniejszyły nieco uciążliwe działanie hałdy. Jednak problem pozostał. Mieszkańcy będą musieli jeszcze trochę pocierpieć, zanim sytuacja powróci do normy.
Tekst ukazał się w Głosie Zabrza i Rudy Śląskiej (nr 29, 21 lipca 2016) na kolumnie W STRONĘ NATURY, która jest współfinansowana przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. |