Nie da się dojechać do zabrzańskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt przy ul. Bytomskiej 133 w Zabrzu-Biskupicach. Transport żywności dla blisko 300 psów lub przewiezienie któregokolwiek z nich do kliniki weterynaryjnej graniczy z niemożliwością. Wszystko przez fatalny stan jedynej, gruntowej drogi dojazdowej, która - rozjeżdżona przez wielkie ciężarówki - tonie w błocie. Niestety, choć problem narastał od lat, urzędnicy wciąż nie potrafią go rozwiązać.
- Chciałam zabrać uczniów na szkolną wycieczkę edukacyjną do schroniska, by na miejscu porozmawiać z dziećmi o bezdomności zwierząt i konieczności odpowiedzialnego ich traktowania. Niestety, ku rozczarowaniu dzieci wyjazd musieliśmy odwołać, bo do schroniska nie da się praktycznie dojść. Przecież nie skażę dzieci na taplanie się w tym rozmokłym błocie – mówi poruszona jedna z nauczycielek zabrzańskiej szkoły podstawowej.
Z tego samego powodu do placówki przestali przychodzić ludzie, którzy rozważali adopcję psa. - Sens istnienia naszego schroniska to promocja adopcji zwierząt do nowych domów. Gdy puszcza mróz albo pada deszcz, adopcja spada do zera. Nikt nie jest bowiem w stanie do nas przyjść. Nawet nasze własne schroniskowe samochody topią się na drodze – mówi załamana Danuta Mikusz-Olislo, szefowa zabrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, które na zlecenie gminy zarządza schroniskiem.
- Bez sensu stała się cała nasza praca ukierunkowana na to, by zrobić ze schroniska prawdziwe centrum edukacji prozwierzęcej, bo szkołom i przedszkolom stale z nami współpracującym musimy odmawiać umówionych wizyt w schronisku – dodają inni pracownicy placówki. - Choć nawet w najmniejszym stopniu nie jesteśmy winni tej sytuacji, pozostaje nam tylko ciągłe przepraszanie przez telefon i tłumaczenie się.
Z naszych ustaleń wynika, że problem narastał już od kilka lat, ale wybuchł ze zdwojoną siłą w zeszłym roku. Wtedy to potężne ciężarówki kursujące do pobliskiej hałdy oraz rozbudowującego się tartaku dosłownie rozjechały gruntową drogę. Zimowa aura na kilka miesięcy zamroziła ten problem dosłownie i w przenośni, ale przyszła wiosna i roztopy... - Kończą nam się ostatnie zapasy jedzenia. Czy chore i osłabione psy mamy nosić do weterynarza na plecach, tak jak to było kilka dni temu? – pyta rozgoryczona Mikusz-Olislo.
Robert Sierla, wicenaczelnik Wydziału Infrastruktury Komunalnej Urzędu Miejskiego w Zabrzu bezradnie rozkłada ręce. – Bardzo martwi nas ta sytuacja, ale nie mamy na nią wpływu. Ta droga nie należy bowiem do miasta, lecz do kilku osób prywatnych. Systematycznie dzwonimy do firm wykorzystujących tę drogę z prośbami o wyrównanie i nadsypanie jej utwardzającym kruszywem. Nie możemy im jednak niczego nakazać – podkreśla Sierla.
W listopadzie 2010 roku, po kolejnej rozpaczliwej interwencji schroniska w Urzędzie Miejskim, naczelnik Sierla pisemnie zwrócił się do innego z wydziałów Urzędu Miejskiego – Obrotu Nieruchomościami z pomysłem wykupienia gruntów na których znajduje się droga, aby gmina mogła zainwestować w stworzenie tam jakiejkolwiek infrastruktury drogowej. Odpowiedzi na razie nie otrzymał, bo... - ... dopiero w styczniu doprecyzowano nam o jakie konkretnie działki chodzi – broni się Magdalena Korzeniowska, naczelnik Wydziału Obrotu Nieruchomościami. - Dosłownie na dniach wystąpimy jednak do odpowiednich firm z zapytaniem czy byłyby gotowe sprzedać części działek, które leżą na trasie dojazdu. Sprawą osobiście interesuje się też wiceprezydent miasta – Krzysztof Lewandowski.
Na razie pewne jest to, że na 1 kwietnia zaplanowano spotkanie urzędników i przedstawicieli owych firm przy tej drodze. Trudno jednak powiedzieć co nowego może ono wnieść do sprawy. Tymczasem sytuacja odciętego od świata schroniska, jego pracowników i czworonożnych podopiecznych staje się coraz trudniejsza…
- Nie mam pojęcia, jak mamy przetrwać nawet do tego 1 kwietnia, nie mówiąc już o kolejnych tygodniach i miesiącach – załamuje ręce Mikusz-Oslislo. |