NASZE DROGI. Piękna zima była tej wiosny. Nieoczekiwany powrót zimowej aury na poczatku kwietnia ucieszył może dzieci, ale poważnie utrudnił życie mieszkańców, a o ból głowy przyprawił służby miejskie odpowiedzialne za odśnieżanie ulic i chodników. Te ostatnie względnie dobrze poradziły sobie z zimowymi wyzwaniami, ale niestety nie wszędzie. By sprostać wymogom aury prezydent musiała zresztą  na odśnieżanie przeznaczyć kolejne 300 tys. złotych z budżetu gminy. Dotychczas poszło tej zimy na ten cel 2,56 mln zł.

Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów doszło w Zabrzu do paradoksalnej sytuacji, iż mieliśmy w mieście śnieżne oblężenie, choć oficjalnie „akcja zima” zakończyła się 31 marca.

- Szczęściem w nieszczęściu zawarliśmy w umowach z wykonawcami zapis, iż są oni zobowiązani utrzymać w stanie gotowości sprzęt zimowy jeszcze przez dwa tygodnie kwietnia. Tak więc na razie nie musimy nic dopłacać do już obowiązujących umów, chyba że tak zła aura będzie trwała dłużej... Wtedy będziemy musieli złożyć tzw. zamówienie uzupełniające i zapłacić więcej – wyjaśniał Adam Kołatek, zastępca dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg. Skąd więc potrzeba dołożenia pieniędzy z gminnej kasy? – Bo nie płacimy ryczałtem, tylko za każdy dzień wyjazdowy sprzętu do odśnieżania czy solenia – doprecyzowuje Kazimierz Ladziński, szef Zarządu Dróg Miejskich.

Zza odśnieżanie ulic miasta odpowiada konsorcjum firm MPGK Zabrze oraz Wieczorek z Bytomia. I jak zapewnia Kołatek wielkanocny atak zimy w nocy z soboty na niedzielę odparło sprawnie. - Znane były niekorzystne prognozy pogody, dlatego wprowadzono drugi stopień gotowości i przystąpiono do prewencyjnego posypywania jezdni solą jeszcze nocą i przed opadami. Dzięki temu śnieg szybciej się później rozpuszczał i łatwiej go można było zebrać – mówi Kołatek.

Ale do tryumfalizmu daleko. Jak przyznają sami pracownicy zarządu dróg, wiele do życzenia pozostawia ręczne odśnieżanie gminnych chodników, tuneli i zatok autobusowych. I choć nikt nie chce tego głośno powiedzieć, zdaje się, że zbyt zachowawczo oszacowali zapotrzebowania na ten rodzaj usług. - No tak, jest do tego za mało ludzi i sprzętu – przyznaje w końcu wicedyrektor Kołatek.