Proces Jerzego G. ruszył od nowa. „Ktoś inny mógł korzystać z mojego telefonu komórkowego na miejscu zbrodni. Mógł mi go na chwilę ukraść z samochodu, a potem z powrotem podrzucić” Email
Wpisany przez Wojciech Słota napisz do autora    piątek, 25 listopada 2011 14:36

WYMIAR SPRAWIEDLIWOŚCI. Przed Sądem Okręgowym w Katowicach ponownie ruszył proces byłego prezydenta Zabrza Jerzego G., oskarżonego przez Prokuraturę Okręgową w Katowicach o udział w zabójstwie Lecha Frydrychowskiego, któremu był winny - mocą prawomocnego wyroku - 800 tysięcy złotych. Zmasakrowane ciało zabrzanina znaleziono w sierpniu 2008 roku w lesie pod Wymysłowem koło Będzina. Wraz z Jerzym G. na ławie oskarżonych zasiadają cztery inne osoby, głównie z bytomskiego półświatka, które zdaniem śledczych Jerzy G. miał wynająć do pomocy.

Proces ruszył od nowa bowiem zmienił się skład orzekający (choroba sędzi), w praktyce nie opóźnia to jednak jego toku. Nie było konieczności powtarzania przesłuchań, gdyż trzej inni oskarżeni nie zmienili zdania i nadal odmawiają wypowiedzi przed sądem – w czasie pierwszego procesu odczytano tylko ich zeznania ze śledztwa, a dzisiaj jedynie potwierdzono (bez odczytywania ich na nowo), że pozostają one w mocy. W tej sytuacji zeznawał jedynie dalej Jerzy G., który jednak odpowiada tylko na pytania własnej adwokat oraz sędziego. Dzisiejsze zeznania koncentrowały się wokół kluczowej poszlaki świadczącej, iż Jerzy G. – wbrew swoim zapewnieniom - był feralnego dnia w okolicy miejsca zbrodni. Zdaniem śledczych niezbicie świadczy o tym fakt, że jego telefon komórkowy logował się do tamtejszych stacjach przekaźnikowych.

G. twierdzi, że nie uczestniczył w zbrodni i w chwili jej popełnienia był w zupełnie innych miejscach, ale nie wyklucza, że jego telefon komórkowy był tam używany, tyle że przez inną osobę. Jak twierdzi, w 2008 roku często zdarzało mu się pozostawiać telefon tudzież inne przedmioty (jak okulary) np. w samochodzie, o czym – nie potrzebując ich – na długo zapominał. To jego zapominalstwo miało być znane wśród np. innych pracowników uczelni, na której pracował, bo wypytywał ich czy czasem nie zostawił telefonu na biurku czy w sekretariacie. Najczęściej tego samego dnia, a czasem po dwóch dniach, znajdował swój telefon. Często było to jednak w miejscach, w których jak sądził, ich nie zostawiał.

W tamtym czasie zdarzało się też, że odnajdowałem go w samochodzie, a auto był otwarte. Wówczas zrzucałem to na karb swojego roztrzepania, które wynikało z wiecznego pośpiechu. Gdy dowiedziałem się w toku postępowania, że mój telefon był używany na miejscu zbrodni, skojarzyłem, że może otwarte drzwi w aucie to może nie było moje zapominalstwo, tylko włamania – mówił Jerzy G., sugerując, że jego telefon mógł ktoś wziąć, skorzystać, a potem odłożyć na miejsce... – Nie wiem czy właśnie w tamtych dniach tak telefon mi zaginął, bo po prostu nie pamiętam – stwierdził.
Przepytująca swojego klienta adwokat starała się dodatkowo udowodnić, iż G. jest ekspertem w dziedzinie nowych technologii i proces logowania się telefonów do stacji BTS jest mu znany. Co ma prowadzić do wniosku, że jeśliby planował zbrodnię, to nie byłby na tyle naiwny, by używać własnego telefonu komórkowego... – Taki sygnał wysłany do stacji, to jak odcisk palca. Nie wiem jednak czy dzisiaj hakerzy nie potrafią go podrobić, wcześniej kopiując kartę. Tak jest przecież w wypadku kart bankomatowych... – spekulował.

Sędzia dopytywał G. o jego alibi, szczególnie pobyt w Sierakowicach, gdzie G. miał rzekomo w dniu morderstwa dokumentować skutki niszczycielskiej siły trąby powietrznej. – Nie mogę nikogo wskazać z imienia i nazwiska, z kim tam rozmawiałem. Mam żal do śledczych, że w trakcie postępowania nie rozmawiali z mieszkańcami tej miejscowości. Wtedy ktoś z nich potwierdziłby, że byłem tam, rozpoznałby mnie. Teraz jest już chyba na to za późno...– mówił.

Z Sierakowic G. udał się do córki do Rudy Śląskiej, by pomóc jej sprzątać ślady krwi, które pozostały po wypadku z udziałem chłopaka córki, który miał dotkliwie się zranić przygotowując mięso dla znalezionego kotka. Uważa, że sąsiedzi widzieli go jak usuwał plamy, bo czyścił nawet drzwi wyjściowe. Potem G. udał się do tesco, a jeszcze później do makro, gdzie nagrały go kamery – twierdzi, że spędził tam godzinę.  

Pod koniec przesłuchania sędzia okazał G. zdjęcia zwłok z miejsca zbrodni. G. rozpoznał na nich Frydrychowskiego.

Może pan jakoś skomentować to co pan widzi? Ma pan przypuszczenia kto mógł dokonać tej zbrodni? – pytał sędzia.

- Nie podejmuję się analizy tego co widzę. I nie mam pojęcia, kto mógł to zrobić. Chociaż... Od anonimowego informatora, który zadzwonił do mnie kiedyś do domu dowiedziałem się, że Frydrychowski zamieszany był w handel narkotykami. Zresztą jego zapalczywość w namawianiu mnie, gdy byłem prezydentem, do czynów przestępczych z zakresu spraw gospodarczych, wskazuje, że miał z takimi osobami kontakty,. I może z tego kręgu pochodzą osoby, które dokonały tego czynu.

- A ma pan przypuszczenia dlaczego wszyscy współoskarżeni twierdzą, że brał pan udział w tym przestępstwie?.

- Nie wszyscy oskarżeni. I nie wiem dlaczego jestem pomawiany o udział w tym przestępstwie.

Kolejna rozprawa odbędzie się 9 grudnia.

 
 

FACEBOOK

DREWNO opałowe,

pocięte, połupane,

300 zł/ m3.

Tel. 534-933-167 


 

Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA