W TEATRZE. Bardziej do śmiechu, trochę do zadumy, ale mimo spięć wszystko kończy się dobrze. No bo jakżeby inaczej o wypaleniu małżeńskim i zawodowym, miłości i seksie, młodzieńczych marzeniach pozostawionych w szafie i wielu innych sprawach takich nawet jak remont instalacji elektrycznej, o których mówi najnowsza komedia Teatru Nowego Wysokie napięcie. Jej autorem, reżyserem, a zarazem jednym z aktorów jest Zbigniew Stryj, dyrektor artystyczny teatru. Spektakl okraszony jest dużą dawką rockowej muzyki, takich grup jak AC/DC, Black Sabbath, Judas Priest i wielu innych zespołów. Gitarzystami okazują się zresztą bohaterzy sztuki, a prywatnie Zbigniew Stryj jest pasjonatem tego typu muzyki, sam także kiedyś śpiewał w jednej z „ostrych” kapel.

- To nie jest komedia autobiograficzna – zastrzega jednak w rozmowie z dziennikarzem, w którego zresztą rolę na scenie się wcielił. – Tu każdy widz, w wieku od lat jakiś 40 do powiedzmy 50, zobaczy siebie. Także dużo młodsi mają swojego bohatera – montera i jego oczami mogą spojrzeć inaczej na swych „starych”. W sztuce wykorzystałem wiele różnych wątków i zdarzeń z życia wziętych, które gdzieś podejrzałem, zobaczyłem, ktoś mi o nich opowiedział, czy o nich przeczytałem albo i sam przeżyłem. Po prostu samo życie. Napisałem ją szybko, w kilka miesięcy 2011 roku. Nigdy wcześniej nie pisałem komedii (Stryj raczej znany jest z poezji oraz jako twórca i reżyser poważniejszych form scenicznych) i dlatego dałem ją do recenzji kilku literatom.  (...)

(pełny tekst ukazał się w drukowanej wersji tygodnika)