MIESZKANIA. Prezydent Zabrza wraz z Radą Miasta ma coraz większy orzech do zgryzienia z wnioskami mieszkańców, którzy chcą, by zwolnić ich z obowiązku zwrotu do gminnej kasy 90-procentowej bonifikaty za wykup komunalnego mieszkania na własność. Ta powinna zostać oddana w sytuacji, gdy nabyte lokum zostanie odsprzedane na rynku wtórnym przed upływem 5-letniego okresu zapisanego w umowie notarialnej. Kilka miesięcy temu rada zrobiła już taki wyjątek i... posypały się kolejne wnioski. Podczas ostatniej sesji (20 maja) rozpatrywano ich aż osiem, ale sposób ich rozpatrywania okazuje się być niejasny i kontrowersyjny nawet dla samych radnych, więc sprawa wzbudziła gorącą dyskusję.
- Jeśli przyjmiemy wszystkie osiem uchwał przedłożonych przez panią prezydent, to miasto straci na tym 433 tys. złotych, które można by wydać na pożyteczne i potrzebne cele. Tymczasem niektóre przypadki są ewidentnie do odrzucenia, jak np. rekordzisty-właściciela mieszkania, który sprzedał je już 10 dni po kupieniu od miasta z bonifikatą. I teraz ma na tym jeszcze zarobić 90 tysięcy złotych darowanej bonifikaty? – mówił oburzony radny Łukasz Urbańczyk. – To wszystko nie miało polegać na robieniu interesu na majątku miasta…
- Ten przypadek wręcz dowodzi, że ktoś kupował od miasta lokal już z zamiarem odsprzedania go. Bo przecież nikt nie jest w stanie bez przygotowania znaleźć kupca i dograć formalności notarialne w dziesięć dni – wtórował mu radny Jerzy Wereta. - Przewidywaliśmy wysyp tego typu spraw i to się niestety sprawdza, a my jako radni nie mamy możliwości dokładnego weryfikowania informacji i uzasadnień podawanych we wnioskach.
Jak tłumaczył wiceprezydent Krzysztof Lewandowski, prezydent nie chce sama arbitralnie rozpatrywać tych spraw i decydować o ludzkich losach, dlatego przyjęto rozwiązanie, że składane wnioski są przekazywane do zaopiniowania przez komisję gospodarki komunalnej Rady Miasta lub komisję rewizyjną. - Zgodnie z prawem ostateczną decyzję w sensie formalnym podejmuje oczywiście prezydent, ale dopiero po uzyskaniu zgody Rady Miasta – tłumaczył Lewandowski.
Szybko się jednak okazało, że nie wszystkie wnioski są przez Urząd Miejski kierowane do komisji radnych. Nie dzieje się tak wtedy, gdy pieniądze uzyskane ze sprzedaży pokomunalnego mieszkania są przeznaczane także na cele mieszkaniowe. - A kto to ustalił? Przecież to jest wkraczanie władzy wykonawczej w kompetencje władzy uchwałodawczej – powtórzył głośno szepty radnych Jarosław Więcław.
Z kolei radna Gabriela Pudlo-Chojnacka w kategorycznym tonie zaapelowała, by przestać bawić się w sędziów, tylko zacząć respektować zasady prawa uchwalone przez poprzedników w radzie. – Skoro ktoś wbrew przepisom lokalnego prawa sprzedał mieszkanie, to musi się liczyć z koniecznością zwrotu bonifikaty – argumentowała radna.
W opozycji do tej wypowiedzi stanęła jednak radna Elżbieta Adach: - W żadne ramy prawne nie da się wtłoczyć ludzkich kolei losu. A te bywają czasem tak zaskakujące i nieprzewidywalne, że trudno je sobie wyobrazić. Zawsze będę po stronie człowieka, który jest w szczególnej sytuacji i prosi o zrozumienie – podkreślała Adach.
W końcu doszło do głosowania uchwał, przy czym każdy radny głosował według osobistego przekonania, a nie według klucza partyjnego. Część wniosków została zaakceptowana, ale te najbardziej kontrowersyjne i wątpliwe odrzucono. Nie sposób się jednak było oprzeć wrażeniu, że o finalnym wyniku decydował nieraz przypadek, zwłaszcza wtedy, gdy wobec ogromnej ilości zdezorientowanych radnych wstrzymujących się od głosu, wniosek przechodził przy poparciu… 7 radnych. |