Jak ustalił GŁOS, jeden z najlepszych dotąd zabrzańskich policjantów, nagrodzony w specjalnym konkursie tytułem Dzielnicowego Roku 2009 przez samą prezydent miasta, potrącił na przejściu dla pieszych kobietę i uciekł z miejsca wypadku. Ofiarę pozostawił ranną, na wpół przytomną na nieoświetlonym torowisku tramwajowym. Jak się szybko okazało, gliniarz-uciekinier był kompletnie pijany. Został bardzo szybko zatrzymany przez swych kolegów, bo - z narażeniem swego życia i z 5-letnim dzieckiem na tylnym siedzeniu - zaczął gonić go naoczny świadek zdarzenia, który telefonicznie relacjonował dyżurnemu zabrzańskiej komendy rozwój sytuacji i trasę ucieczki.
- Wprost nie mogę w to uwierzyć. Gdy śledziłem tego uciekiniera nawet nie pomyślałem, że może chodzić o policjanta, którego powołaniem i zadaniem powinna być ochrona ludzkiego życia i ratowanie ofiar wypadku. Jak on w ogóle mógł w takim stanie prowadzić samochód? – nie kryje swojego oburzenia pan Dariusz (nazwisko do wiadomości redakcji). To właśnie dzięki jego odpowiedzialnej i niezłomnej postawie pirat z policyjną legitymacją w portfelu noc po wypadku spędził w policyjnym areszcie i niebawem odpowie za swój czyn przed sądem.
Jedno zdarzenie, różne relacje Do wypadku tego doszło na początku grudnia (pisaliśmy o tym TUTAJ), około godz. 21, w rejonie przejścia dla pieszych na ul. 3 Maja, nieopodal targowiska. „Kierujący samochodem marki ford mondeo potrącił 34-letnią pieszą, a następnie odjechał z miejsca zdarzenia. Dzięki świadkom wypadku, którzy przekazali dyżurnemu policji kierunek jazdy forda, pojazd ten został zatrzymany przez interweniujących mundurowych z Komisariatu III. Kierującym fordem okazał się 34-letni funkcjonariusz z Zabrza. Wymieniony znajdował się pod wpływem alkoholu. Badanie stanu jego trzeźwości wykazało 1,19 mg/l (czyli około 2,5 promila! – przyp. redakcji) alkoholu w wydychanym powietrzu” – brzmi dość lakoniczny komunikat Marka Wypycha, rzecznika prasowego zabrzańskiej policji. Z tej samej informacji dowiadujemy się, że kobieta została przewieziona do szpitala z „urazem barku”.
Jak jednak ustaliliśmy, sytuacja jest o wiele bardziej poważna dla rannej kobiety i o wiele bardziej wstydliwa dla zabrzańskiej policji. Okazuje się bowiem na przykład, że w chwili wypadku prawdopodobnie nikt inny nie przechodził w pobliżu chodnikiem, by ruszyć z pomocą kobiecie potrąconej, a może nawet i wręcz zrzuconej z przejeżdżającego forda. Na szczęście dla ofiary, kilkaset metrów za pijanym policjantem, jechało pewne zabrzańskie małżeństwo. Gdy zszokowani zobaczyli co się stało, kobieta wybiegła ze swego samochodu udzielać pomocy rannej, zaś jej mąż z małym dzieckiem na tylnym siedzeniu pognał za oddalającym się sprawcą.
Ofiara na torowisku - To nie było zwykłe uszkodzenie samego barku, jakby można by wnioskować z komunikatu policji. Ta kobieta była bardzo poważnie ranna. Nie potrafiła ruszać nogami, nie umiała się podnieść, wyła z bólu. A przy tym leżała na torowisku w miejscu niemal nieoświetlonym. Gdyby nie nasza reakcja, możliwe, że ktoś inny jeszcze by po niej przejechał. Bo tam nie było nikogo innego, kto mógłby wszcząć alarm i zawiadomić pogotowie ratunkowe oraz policję – mówi w rozmowie z GŁOSem pani Sylwia. Sama skontaktowała się z naszą redakcją w poczuciu, że policja próbuje zminimalizować winę funkcjonariusza i nie przyznaje, co tak naprawdę się wydarzyło.
Pani Sylwia dodaje, że w poniedziałek osobiście pojechała do szpitala w Biskupicach i odnalazła ranną kobietę mimo, że policja nie chciała jej w tym pomóc. – Była w fatalnym stanie. Miała kłopoty z oddychaniem, nie potrafiła nawet odkrztusić śliny. Pokazywała mi całe posiniaczone ciało. Szykowano ją właśnie do operacji. Czy tak wygląda człowiek, który ma „tylko” uraz barku? – pyta nasza rozmówczyni.
Dopytywany o ofiarę wypadku dr Mariusz Wójtowicz, dyrektor Szpitala Miejskiego w Zabrzu przyznaje, że pacjentka trafiła do jego placówki w poważnym stanie m.in. z raną pachwiny oraz nogi. Nikt jednak nie miał w szpitalu świadomości, że to ofiara pijanego policjanta. - Kobieta ta została poddana 7-godzinnej operacji, w trakcie której trzeba była zespolić jej połamane podudzie prawe. Teraz jest właśnie rozintubowywana, ale niestety będzie ją czekać jeszcze jedna operacja, tym razem zespolenia prawej kości ramienia oraz ustawienia barku – tłumaczył nam we wtorek rano dr Wójtowicz.
„Na żywo” z komendą Wróćmy jednak do samego wypadku i pogoni za uciekającym sprawcą. „Na ogonie” usiadł mu wspomniany już pan Dariusz, mąż pani Sylwii. - Z telefonu komórkowego połączyłem się z oficerem dyżurnym komendy policji i na bieżąco relacjonowałem trasę ucieczki sprawcy wypadku. Ten początkowo jechał zupełnie spokojnie, zatrzymywał się na światłach i skrzyżowaniach. Po czasie jednak chyba się zorientował w sytuacji, przyspieszył i przestał włączać kierunkowskazy – relacjonuje pan Dariusz.
Niestety, warunki drogowe robiły się coraz gorsze. Nie dość, że było ciemno, to na dodatek zaczął padać deszcz i zrobiło się ślisko. Jak mówi pan Dariusz, cały czas starał się jednak myśleć o bezpieczeństwie swoim i dziecka. Jadąc jak cień za sprawcą, słyszał przez słuchawkę jak dyżurny „rozstawia” radiowozy uczestniczące w obławie. Kierował się już ulicą Wolności w kierunku Zaborza, gdy usłyszał, że jeden z radiowozów czeka na niego w okolicy ulicy Wyciska.
W pewnym momencie ów radiowóz wjechał pomiędzy uciekającego forda, a samochód pana Darka. – Potwierdziłem przez telefon dyżurnemu, że policjanci mają dokładnie przed sobą sprawcę. Ci natychmiast włączyli sygnały świetlne na dachu, a ja mogłem wreszcie odpuścić. To było przy dojeździe do skrzyżowania z ulicą Wyciska – dopowiada nasz rozmówca.
Uciekał kolegom? Tymczasem do zatrzymania uciekiniera doszło dopiero kilka przecznic dalej, przy ul. Olchowej. Czy to oznacza, że policjant próbował jeszcze uciekać swym kolegom jadącym za nim? – to pytanie zadaliśmy Markowi Wypychowi, rzecznikowi zabrzańskiej policji. - Nie wiem, jak wyglądało dokładnie zatrzymanie – odparł nam Wypych po… kilkugodzinnych ustaleniach.
- Według mojej wiedzy po prostu jeden z radiowozów w końcu zajechał drogę temu fordowi, którego kierowca już nie stawiał oporu – dodaje z kolei Joanna Kosińska, wiceprokurator rejonowy w Rudzie Śląskiej. To właśnie jej placówce przekazano tę bulwersującą sprawę do prowadzenia. Interweniujący policjanci musieli mieć nietęgie miny, gdy dopadając w końcu ściganego kierowcę rozpoznali w nim… aspiranta Rafała J. – na co dzień dzielnicowego w komisariacie I w Zabrzu. W 2009 roku w specjalnym plebiscycie dla mieszkańców ogłoszonym przez komendę miejską i przy współpracy z Urzędem Miejskim, został on wybrany Dzielnicowym Roku. Gratulacje i nagrodę podczas uroczystej odprawy w komendzie wręczała Rafałowi J. osobiście prezydent Zabrza Małgorzata Mańka-Szulik. Filmowa relacja z tamtego wydarzenia do dziś jest do obejrzenia na stronie internetowej zabrzańskiej policji. I choć rzecznik Wypych w dwa dni po tak bulwersującym wypadku próbował nas przekonać, że nie wie, jak nazywa się zatrzymany policjant i jakie są chociaż jego inicjały, to potwierdziliśmy w dwóch niezależnych, choć nieoficjalnych źródłach, że chodzi właśnie o dzielnicowego roku - aspiranta Rafała J.
Kraty zamiast munduru Po zatrzymaniu i sprawdzeniu, że w organizmie policjanta jest prawie 2,5 promila alkoholu, noc spędził on za kratami policyjnego aresztu. Po wytrzeźwieniu został przewieziony do prokuratury w Rudzie Śląskiej, gdzie jak potwierdza prokurator Kosińska, usłyszał on zarzut spowodowania wypadku pod wpływem alkoholu, za co może mu grozić nawet do trzech lat więzienia.
- Podejrzany przyznał się do winy. Swoją ucieczkę z miejsca wypadku tłumaczył spożytym alkoholem i szokiem. Nie potrafił dokładnie wyjaśnić dlaczego tak postąpił. Nie mówił też nic o jakichś nadzwyczajnych okolicznościach losowych, które miałyby go pchnąć do kierowania samochodem pod wpływem alkoholu – mówi prokurator Kosińska. Po przesłuchaniu i wpłaceniu 3 tys. złotych poręczenia majątkowego, aspirant Rafał J. został wypuszczony na wolność i oddany pod dozór policji. Na razie śledczy nie ujawniają, gdzie i w czyim towarzystwie Rafał J. pił alkohol przed wypadkiem oraz kto nie zareagował na to, gdy pijany wsiadał za kierownicę. Według relacji naszego świadka, w chwili wypadku z policjantem jechała jeszcze jakaś kobieta, którą wysadził jednak po drodze – jeszcze przed zatrzymaniem go przez policję.
Prokuratura wyklucza, aby policjant upił się w pracy, ale szczegółów nie chce na razie zdradzać. Z kolei Marek Wypych podkreśla, iż w dniu zdarzenia policjant zakończył służbę ponad 6 godzin przed wypadkiem. Zaraz po całym zdarzeniu komendant miejski w Zabrzu Roman Rabsztyn zapowiedział podjęcie natychmiastowych kroków zmierzających do usunięcia Rafała J. z szeregów policji.
fot. KMP Zabrze współpraca: Paweł Franzke |