OGŁOSZENIE. - Dla wielu obserwatorów życia publicznego Zabrza wielkim zaskoczeniem, ale i rozczarowaniem był fakt, iż tutejsze struktury Kukiz’15 dosłownie w ostatniej chwili nie wystawiły pana jako swego kandydata do wyborów prezydenckich. Co się wydarzyło?
- Sam byłem tą sytuacją kompletnie zaskoczony, bo przez miesiące utwierdzano mnie w przekonaniu, iż to właśnie ja – jako najbardziej rozpoznawalny, jedyny radny miejski tego ugrupowania zostanę wystawiony w wyborach prezydenckich. Niestety, nagle okazało się, że mój znany powszechnie krytyczny stosunek do obecnej władzy samorządowej i prezydent Zabrza Małgorzaty Mańki-Szulik zamiast walorem, stał się czynnikiem dyskwalifikującym mnie w oczach „kukizowców”. Mam wrażenie, że pani prezydent po prostu dotarła do wyższego szczebla działaczy Kukiz’15 w regionie i przekonała ich do cichej współpracy polegającej m.in. na wystawieniu przez nich takiego kandydata na prezydenta, który nie będzie jej realnie zagrażał. Pewnie nie przez przypadek znany na Śląsku działacz Kukiz’15 był przez pewien czas członkiem zarządu w zabrzańskiej gminnej spółce ZARI. To bardzo intratne stanowisko i na pewno nie obejmuje się go bez wiedzy prezydent miasta. Tak się niestety kupczy stanowiskami w polityce, by uzyskać oczekiwany efekt. Nie ma na to przyzwolenia mojego i wielu uczciwych mieszkańców.
- Podcięto panu skrzydła takim zaskakującym ruchem? Dzięki temu, że wyeliminowano pana tak późno, nie miał pan możliwości zarejestrowania własnego komitetu wyborczego…
- Było to zaskoczenie, ale w żadnej mierze nie zniechęciło mnie do działania. Wręcz przeciwnie, takie sytuacje utwierdzają mnie w przekonaniu, że warto walczyć o przywrócenie Zabrza mieszkańcom. By skończyć z różnymi lokalnymi układami, zadłużaniem budżetu gminy i chronieniem niekompetentnych urzędników. Należy też powstrzymać upadanie lokalnych zakładów pracy i wyludnianie się miasta, a także zadbać o należyty stan infrastruktury miejskiej.
- Tylko jak to osiągnąć?
- Postanowiłem, iż nie dam się zepchnąć na margines życia publicznego w mieście, choć wielu ważnym osobom – jak widać – bardzo na tym zależy. Zmiana kierunku działania kukizowców wobec urzędującej prezydent Zabrza odbiła się szerokich echem wśród wielu zawiedzionych mieszkańców. W efekcie zostałem zaproszony do tworzenia wspólnej, szerokiej listy wyborczej społeczników, którym nie jest wszystko jedno, co dzieje się z Zabrzem, jego budżetem i mieszkańcami. Wspólnie ze znanymi z tropienia lokalnych nieprawidłowości Elżbietą Kaczmarek-Huber oraz Ireną Przybysz postanowiliśmy zarejestrować wspólny komitet wyborczy, idąc do wyborów samorządowych w Zabrzu pod egidą ogólnopolskiego ugrupowania „Wolni i Solidarni”, założonego przez marszałka seniora Kornela Morawieckiego. To człowiek na wskroś prawy i uczciwy, zasłużony i długo niedoceniany bohater podziemia solidarnościowego, no i ojciec naszego obecnego premiera. Osobiście dał nam zielone światło do działania w Zabrzu.
- Ale nawet największe partie miały w tym roku problemy ze skompletowaniem list wyborczych. Państwu się udało to zrobić tak szybko?
- Oczywiście że tak. Zgłosiliśmy do Miejskiej Komisji Wyborczej pełne listy kandydatów we wszystkich czterech okręgach wyborczych. Po trzech kadencjach prezydentury Małgorzaty Mańki-Szulik i rządów Skutecznych dla Zabrza ludzie naprawdę dostrzegają, jak wiele potrzeba zmienić na lepsze w Zabrzu i chętnie jednoczą się w staraniach o miejsca w Radzie Miasta. Bo to przecież ten organ podejmuje najważniejsze uchwały tak w sprawach społecznych, infrastrukturalnych, jak i zobowiązań finansowych. Mówiąc potocznie, trzeba będzie niektórych „odspawać” od zajmowanych stołków. Czekamy właśnie na potwierdzenie zarejestrowania naszych list wyborczych. Jeśli tak się stanie, to zapewne będziemy się starać wystawić własnego kandydata na prezydenta.
- Dziękuję za rozmowę.
Wywiad ukazał się w aktualnym wydaniu drukowanego Głosu w dniu 20 września br. |