Reklama
REKLAMA
Dziesiątka w akcji. Zabrzańscy strażacy długo będą wspominać jeden z najstarszych wozów bojowych. Email
Wpisany przez Paweł Franzke napisz do autora    sobota, 23 lutego 2013 16:28

Pożar pustostanu przy ul. Karola Miarki w kwietniu 2012 roku

WSPOMNIENIA. Po siedemnastu latach nieprzerwanej służby jelcz (w nomenklaturze pożarniczej GCBA 5/30) zabrzańskiej komendy Państwowej Straży Pożarnej zakończył służbę. Był jednym z najmniej awaryjnych wozów, który w swojej wyjątkowo długiej „karierze” pomógł uratować niejedno życie - i to nie tylko w Zabrzu, ale na całym Śląsku, a nawet w Sandomierzu. Teraz, trafi „na emeryturę” do OSP Kończyce...

Historia tego wozu zaczyna się 22 listopada 1995 roku, kiedy to został zakupiony za 230 945 zł. Osiem dni później trafił do komendy wojewódzkiej, a ta po niespełna tygodniu przekazała go zabrzańskiej jednostce. Do Zabrza przyjechał nim strażak-kierowca Ryszard Smuda. Jelcz długo jednak czekał nim trafił do podziału bojowego (czyli jako wyjeżdżający do akcji). Przez blisko półtora miesiąca strażacy uczyli się go bowiem obsługiwać. Nazwali go „dziesiątką”.

Techniczny skok
Po raz pierwszy wyjechano nim do akcji wieczorem 15 stycznia 1996 roku. – To był pierwszy w naszej komendzie wóz z kabiną modułową (przedział pasażerski za fotelami kierowcy, który ma własne drzwi – przyp. red.) i dwustopniową autopompą. Teraz to standard, ale wtedy był to dla nas szok! – wspomina Dariusz Buk, strażak z 25-letnim doświadczeniem, który obecnie dowodzi III zmianą. - Oprócz możliwości rozwinięcia normalnej linii gaśniczej, miał też tzw. „szybkie natarcie”. To urządzenie przypomina gumowy wąż na szpuli, którym praktycznie od razu można było gasić pożary.

Tej metody używa się przy wszystkich pożarach – bez względu na jego wielkość. Strażacy spotykają się z pewnymi trudnościami na przykład przy pożarach mieszkań czy innych dużych obiektów. Wąż ma około 60 metrów długości, więc czasem nie da się podjechać tak blisko bloku, aby wciągnąć go na wyższe kondygnacje.

Szybkiego natarcia pierwszy raz użyto przy gaszeniu pożaru mieszkania na parterze w Zabrzu-Kończycach. - Kiedy weszliśmy z kolegami do mieszkania, najpierw zaskoczyła nas siła prądu wody – wspomina Buk. - Po akcji zdziwiliśmy się, że praktycznie cała woda użyta do gaszenia odparowała. Szybkie natarcie zużywa jej po prostu mniej – 300-400 litrów przy gaszeniu rozwiniętego pożaru jednego pokoju. Zwykła linia gaśnicza do tego samego zadania spożytkowałaby jej dwie tony – precyzuje.

Nie ma róży bez kolców. O ile nie zawodziło wyposażenie typowo pożarnicze, o tyle już w pierwszym roku gwarancyjnego remontu wymagał silnik, który kopcił i miał pewne trudności z rozruchem. Po tym tak wielkich usterek już nie odnotowano.

Ciężki wóz bojowy od razu został „drugim”, czyli wyjeżdżał do akcji zaraz za popularną „kolą” - średnim gaśniczym starem. Obsługiwał tym samym każde zdarzenie, które wymagało interwencji dwóch lub więcej wozów. Jednocześnie wcielono go do plutonu ciężkiego. Wraz z dwoma innymi wozami (wpierw tylko z Zabrza, a obecnie z naszego miasta i jednego wozu z Rudy Śląskiej-Orzegowa) tworzy tzw. odwodowy pluton ciężki. Taki zespół przez całą dobę dyżuruje, w oczekiwaniu na wezwanie komendy wojewódzkiej przy każdym poważniejszym zdarzeniu w regionie.

Dariusz Buk

Prosta pompa
Za jelczem najbardziej tęsknić będą chyba jego kierowcy, którzy na co dzień ujarzmiali wóz wielgachnym kołem kierownicy. - To auto nigdy nie zawiodło w akcji! Nigdy nie nawaliła autopompa, hamulce zawsze były mocne – chwali wóz Jan Snurawa, który przez kilka ostatnich lat nim jeździł. - I był najszybszy. Bez problemu jechał pod górę. Na Mikulczyckiej czy Hagera zostawiał w tyle nowocześniejsze wozy.

Kolejnym jego atutem był prostota obsługi pompy produkcji austriackiej firmy Rosenbauer (która jest sercem gaśniczego wozu bojowego). - Nie dość, że była bardzo mocna, to miała tylko trzy dźwignie, którymi błyskawicznie można było dać tyle wody, ile było trzeba – dodaje kolejny strażak.

Wyjazd do Sandomierza
Prawdziwym testem wytrzymałości dla jelcza była powódź, która przeszła przez Polskę w 2001 roku. W ekspresowym tempie utworzono batalion śląski, który w sile w pełni obsadzonych 56 wozów ruszył z odsieczą zalewanemu Sandomierzowi. - Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, prosto z drogi rzucono nas do umacniania wałów. Wraz z mieszkańcami pracowaliśmy przez całą noc – wzdycha Buk. - Potem było nieco lżej. Jelcz przez pięć dni był dla nas domem: kuchnią i miejscem odpoczynku.

Później wóz wsławił się także przy innych głośnych akcjach – chociażby pożaru młyna przy ul. Brysza (2005 r.), Praktikera (2008 r.), nieprzerwanie dowożąc wodę na miejsce akcji. Interweniował także przy drobniejszych zdarzeniach, średnio... 2 tysiące razy rocznie!

To już jest koniec
Ostatni wyjazd GCBA 5/30 zaliczył 4 listopada 2012 roku. Na jego pokładzie znajdował się między innymi... Dariusz Buk, który siedemnaście lat wcześniej jako pierwszy ruszał tym autem do boju. Samochód ma w tej chwili jedynie 55,6 tys. kilometrów przebiegu. - Ten wynik nie jest jednak wymierny, bo tak naprawdę zużycie silnika czy innych podzespołów jest o wiele większe. Auto na miejscach akcji przecież cały czas było na chodzie, chociażby po to, by zasilać autopompę – mówi Krzysztof Grabowiec, rzecznik zabrzańskiej komendy.

- Sposób używania tego wozu też jest zupełnie inny niż autobusu czy zwykłej ciężarówki. Praktycznie od razu po uruchomieniu silnika ruszamy z pełną mocą i jak najszybciej. Nierozgrzany motor siłą rzeczy bardziej się zużywa – dodaje Jan Snurawa. 

Miejsce jelcza zajął o wiele nowocześniejsza scania. - To zupełnie inne auto, prawdziwy XXI wiek. Aparaty powietrzne znajdują się w kabinie strażaków, a nie w skrytce na zewnątrz. Dzięki temu strażacy już w trakcie jazdy mogą przygotować je do akcji – mówi Dariusz Buk. Tak naprawdę nowy wóz będzie można ocenić za kilka lat. Czy zda test równie dobrze, jak odchodzący „na emeryturę” - do Ochotniczej Straży Pożarnej w Kończycach - jelcz?

PAWEŁ FRANZKE

 
 

FACEBOOK

 

    DO wynajęcia kawalerka    

w Centrum miasta,

na drugim piętrze,

w kamienicy.

Tel. 509556863

 


 

DREWNO opałowe,

pocięte, połupane,

300 zł/ m3.

Tel. 534-933-167 


 

Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA
Reklama
REKLAMA