WOLNOŚĆ SŁOWA. Red. Przemysław Jarasz - dziennikarz śledczy Głosu Zabrza i Rudy Śląskiej został przez Sąd Rejonowy w Zabrzu uniewinniony od zarzutów karnych stawianych mu w procesie wytoczonym przez radną klubu KO–Nowe Zabrze Annę Sosnowską. W wydanym dziś wyroku sąd potwierdził, że informacje zawarte w naszej głośnej publikacji prasowej „Nielegalne papierosy” były prawdziwe i rzetelnie zweryfikowane, a stawiane w nim pytania prasowe zasadne. W związku z tym sąd nie dopatrzył się popełnienia przestępstwa zniesławienia radnej Sosnowskiej przez redaktora. Wcześniej ujęło się też za nim Centrum Monitoringu Wolności Słowa przy Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich, które cały proces objęło swym formalnym monitoringiem. O absurdalnych zarzutach karnych stawianych przez radną Sosnowską dowiedziała się też cała Polska za sprawą pokazania tej historii na antenie ogólnopolskiej telewizji.
Zgodnie z prawem proces toczył się za zamkniętymi drzwiami i nie możemy upublicznić szczegółów ustnego uzasadnienia wyroku wygłoszonego przez sędzię Gabrielę Szczypkę.
Przypomnijmy, w artykule „Nielegalne papierosy” w październiku ub.r. red. Jarasz ujawnił, że w Prokuraturze Rejonowej w Zabrzu toczy się śledztwo przeciwko mężowi radnej obozu władzy. Wcześniej przez kilka miesięcy dziennikarz czynił własne ustalenia, ale finalnie na skutek jego dociekań informacje te potwierdził w bezpośredniej rozmowie prokurator rejonowy Wojciech Czapczyński. Przekazał on na naszych łamach, że Wiesław S. usłyszał zarzuty karne i karno – skarbowe za dystrybucję papierosów bez polskich znaków akcyzy (a ściąganych zza wschodniej granicy). Straty skarbu państwa wyceniono na 47 tys. zł, a za stawiane mężowi radnej zarzuty może grozić do 8 lat więzienia. Dowiedzieliśmy się także, że sprawę mężczyzny wyłączono do odrębnego postępowania z większej sprawy dotyczącej handlu nielegalnie wprowadzonym na rynek polski tytoniem w ramach działania zorganizowanej grupy przestępczej.
Krótko po tamtej publikacji radna klubu Koalicji Obywatelskiej ujawniła w swych mediach społecznościowych, że artykuł dotyczy jej męża (w publikacji nie podawaliśmy żadnych nazwisk), stwierdziła, że wszystko zawarte w nim jest kłamstwem i postanowiła „powiesić” posłańca złych wieści. Do ataku na naszą redakcję wykorzystała też publiczne forum sesji Rady Miasta w Zabrzu, podczas której powtórzyła do mikrofonu i przed kamerami narracje o rzekomych kłamstwach GŁOSu.
Podkreślmy, że wcześniej bezskutecznie zabiegaliśmy o zaprezentowanie we wspomnianym artykule jej szerokiego komentarza do sprawy, jak i jej męża. Ta stwierdziła jednak, że mamy się zająć rzetelnym dziennikarstwem. Niezależnie od procesu karnego wytoczonemu dziennikarzowi, Sosnowska zażądała także od naszej niewielkiej redakcji 150 tys. zł, co w zasadzie oznaczałoby upadek naszej spółdzielni dziennikarskiej i koniec gazety o 70-letniej historii.
Jak wydany wyrok komentuje sam uniewinniony dziennikarz?
- Choć zajmuję się dziennikarstwem od 30 lat i uczestniczyłem w przeróżnych procesach, nigdy nie spotkałem się z tak absurdalnym atakiem na media i to ze strony przedstawicielki władzy samorządowej. Przecież wszystkie zgromadzone przeze mnie informacje finalnie zostały oficjalnie potwierdzone przez szefa zabrzańskiej prokuratury. A mimo to radna Sosnowska wytoczyła najcięższe działa prawne przeciwko mojej osobie, jak i naszej redakcji – zauważa red. Jarasz.
Z perspektywy czasu zaczyna on podejrzewać, że cała ta historia miała na celu wyłącznie zdyskredytowanie jego wiarygodności oraz redakcji, jako jedynego lokalnego tygodnika w mieście, który krytycznie patrzył prezydent Agnieszce Rupniewskiej na ręce i systematycznie ujawniał niewygodne jej fakty.
- Nie jest bowiem tajemnicą, że panie Rupniewska i Sosnowska znają się prywatnie od dawna, zaś pierwotnie radna chciała, by prezydent miasta była jedynym jej świadkiem oskarżenia w moim procesie. A przecież dotyczył on prywatnej działalności męża radnej, a nie wprost samorządu. Nadto po publikacji artykułu, bardzo ostro i kłamliwie zaatakowała mnie w mediach społecznościowych społeczniczka i radna dzielnicowa Katarzyna Kosieradzka, uchodząca za nieformalny głos prezydent Rupniewskiej i często pojawiająca się w jej bliskim otoczeniu. Za te oszczercze zarzuty przeprosiła mnie dopiero, gdy sam zmuszony byłem podjąć kroki prawne – podsumowuje red. Jarasz.
Orzeczony dziś wyrok jest nieprawomocny. |