ŚRÓDMIEŚCIE. Spółki należące do Polskich Kolei Państwowych przekraczają kolejne granice śmieszności. Po wielu głośnych wpadkach w ostatnich latach, także i w Zabrzu doczekaliśmy się właśnie historii rodem z filmów ukazujących PRL-owskie absurdy budowlane.Oczy przecierają ze zdumienia zabrzanie korzystający z przejścia biegnącego na tyłach Wszechnicy Zabrzańskiej i księgarni św. Jacka, łączącego plac Dworcowy i skrzyżowanie ul. Wolności i Stalmacha. Mieszkańcy od pewnego czasu alarmowali służby miejskiej, iż niewielkie schodki zlokalizowane w ciągu tego przejścia coraz bardziej się rozsypują.
W zeszłym miesiącu zamiast naprawić ubytki przy pomocy worka cementu i piasku, ogrodzono owe schodki potężnymi, metalowymi balustradami wkręconymi mocno w podłoże. Nie dość, że nie rozwiązano problemu, to jeszcze bardziej go spotęgowano. Przejście stało się bowiem niemal niemożliwe. (...)
Jak dowiedzieliśmy się w Urzędzie Miejskim w Zabrzu, to gmina poprzez straż miejską zgłosiła spółce PKP, konieczność naprawy schodów, które są jej własnością. (...) Jak ustaliliśmy, spółkę kolejową reprezentowała w Zabrzu Elżbieta Kupka. Ta w ogóle nie była skora do rozmowy z nami, odesłała nas do kolejnej urzędniczki PKP. (...) Jak się jednak szybko okazało, temat zabrzańskich schodów do absurdu w ogóle nie był znany Beacie Pachuszyńskiej – naczelnikowi wydziału remontu. (...) Obiecała udzielić nam wyjaśnień w ciągu kwadransa, jednakże zamiast niej oddzwoniono do nas z… Warszawy, z biura prasowego PKP SA. Zażądano od nas... zaprzestania nękania śląskich urzędników kolei pytaniami, zaś mimo złożonej obietnicy, w ciągu kolejnej doby wyjaśnień nam nie przesłano.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W GŁOSIE nr 32 / 2015. |