NIEMCY-AUTOSTRADA. Zmarła kolejna osoba ciężko ranna w sobotnim wypadku z udziałem polskich pojazdów na autostradzie niedaleko Drezna w Niemczech. Tym samym liczba ofiar śmiertelnych katastrofy wzrosła do 11. Policji wciąż nie udało się zidentyfikować wszystkich ciał. Nieoficjalnie wiadomo, że wśród rannych byli mieszkańcy Zabrza i Rudy Śląskiej.
Ostatnia ofiara śmiertelna to pasażer polskiego mikrobusu, który został staranowany przez polski autobus turystyczny firmy Sindbad. Oznacza to, że nie żyją wszystkie osoby, które jechały mikrobusem – w sumie dziewięć osób. Dwie pozostałe ofiary to pasażerowie autobusu.
Niemieckiej policji udało się do tej pory zidentyfikować osiem osób, które straciły życie w katastrofie. Wszyscy to Polacy w wieku od 32 do 75 lat. Trzy kobiety i pięciu mężczyzn. W szpitalach w okolicach Drezna przebywa jeszcze co najmniej 30 osób, które zostały ranne w wypadku.
Niemiecka policja wyjaśnia, jak doszło do tragedii. 44-letni mężczyzna podejrzany jest o nieumyślne zabójstwo oraz spowodowanie obrażeń ciała. Śledczy wnioskowali o areszt dla mężczyzny, ale sąd uznał, że taki środek zapobiegawczy wobec osoby, która jest hospitalizowana, nie jest konieczny. Z raportu opolskiej Inspekcji Pracy może wynikać natomiast, że wypadek to wynik uchybień dotyczących bezpieczeństwa pracy kierowców i przewozu pasażerów. Inspektorzy wytknęli Sindbadowi brak dokumentacji pracy kierowców. Pracownicy firmy kierowali autobusami bez wymaganego odpoczynku. Jeździli częściej niż przez 5 dni w tygodniu, a nawet wtedy, kiedy mieli mieć wolne.
W dokumentacji brakuje także informacji, kto kierował autobusami w czasie, kiedy pokonały one pół miliona kilometrów. Wiadomo także, że kontrola zakończyła się trzema zawiadomieniami do prokuratury i karą 50 tysięcy złotych. -Zarzuty opierają się na zeznaniach zwolnionego kierowcy - broni się falach radia RMF prezes firmy Ryszard Wójcik. - Był naszym pracownikiem przez dwa lata, został zwolniony za zachowania, które my nazywaliśmy prawie molestowaniem seksualnym w stosunku do pilotek. Jest to forma zemsty, a cały materiał zebrany przez Państwową Inspekcję Pracy jest zebrany na podstawie dowodów pochodzących z przestępstwa, ponieważ kierowca ten nie rozliczał się z wydruków tachografów, który miał obowiązek przekazywać nam - zatrzymywał je u siebie - twierdzi Wójcik.
Prezes opolskiego Sindbada dodaje, że odwołał się już od kary nałożonej przez PIP do wojewódzkiego sądu administracyjnego.
Do tragedii na autostradzie w okolicach Drezna doszło w nocy z piątku na sobotę. Polski autokar najechał na tył innego autobusu, po czym przejechał na przeciwny pas ruchu i zderzył się czołowo z polskim mikrobusem. Potem autobus zjechał ze skarpy i przewrócił się na bok.
foto: se.pl
Z raportu opolskiej Inspekcji Pracy wynika, że uchybienia dotyczą bezpieczeństwa pracy kierowców i przewozu pasażerów. Właściciel trzech firm był przez dwa lata kontrolowany. Inspektorzy wytknęli mu brak dokumentacji pracy kierowców. Jego pracownicy kierowali autobusami bez wymaganego odpoczynku. Jeździli częściej niż przez 5 dni w tygodniu, a nawet wtedy, kiedy mieli mieć wolne.
W dokumentacji tych firm brakuje także informacji, kto kierował autobusami w czasie, kiedy pokonały one pół miliona kilometrów. Wiadomo także, że właściciel Sindbada utrudniał kontrolę, która zakończyła się trzema zawiadomieniami do prokuratury i karą 50 tysięcy złotych.
Zarzuty opierają się na zeznaniach zwolnionego kierowcy - broni się prezes firmy Ryszard Wójcik. Był naszym pracownikiem przez dwa lata, został zwolniony za zachowania, które my nazywaliśmy prawie molestowaniem seksualnym w stosunku do pilotek. Jest to forma zemsty, a cały materiał zebrany przez Państwową Inspekcję Pracy jest zebrany na podstawie dowodów pochodzących z przestępstwa, ponieważ kierowca ten nie rozliczał się z wydruków tachografów, który miał obowiązek przekazywać nam - zatrzymywał je u siebie" - twierdzi Wójcik.
Prezes opolskiego Sindbada dodaje, że odwołał się już od kary nałożonej przez PIP do wojewódzkiego sądu administracyjnego.
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-wypadek-pod-dreznem-dluga-lista-zarzutow-inspekcji-pracy-wob,nId,1472130#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Z raportu opolskiej Inspekcji Pracy wynika, że uchybienia dotyczą bezpieczeństwa pracy kierowców i przewozu pasażerów. Właściciel trzech firm był przez dwa lata kontrolowany. Inspektorzy wytknęli mu brak dokumentacji pracy kierowców. Jego pracownicy kierowali autobusami bez wymaganego odpoczynku. Jeździli częściej niż przez 5 dni w tygodniu, a nawet wtedy, kiedy mieli mieć wolne.
W dokumentacji tych firm brakuje także informacji, kto kierował autobusami w czasie, kiedy pokonały one pół miliona kilometrów. Wiadomo także, że właściciel Sindbada utrudniał kontrolę, która zakończyła się trzema zawiadomieniami do prokuratury i karą 50 tysięcy złotych.
Zarzuty opierają się na zeznaniach zwolnionego kierowcy - broni się prezes firmy Ryszard Wójcik. Był naszym pracownikiem przez dwa lata, został zwolniony za zachowania, które my nazywaliśmy prawie molestowaniem seksualnym w stosunku do pilotek. Jest to forma zemsty, a cały materiał zebrany przez Państwową Inspekcję Pracy jest zebrany na podstawie dowodów pochodzących z przestępstwa, ponieważ kierowca ten nie rozliczał się z wydruków tachografów, który miał obowiązek przekazywać nam - zatrzymywał je u siebie" - twierdzi Wójcik.
Prezes opolskiego Sindbada dodaje, że odwołał się już od kary nałożonej przez PIP do wojewódzkiego sądu administracyjnego.
Czytaj więcej na http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-wypadek-pod-dreznem-dluga-lista-zarzutow-inspekcji-pracy-wob,nId,1472130#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox |