Przez dziewięć miesięcy należąca do gminy Jednostka Obsługi Finansowej Gospodarki Nieruchomościami pobierała od zabrzańskich podatników zawyżony podatek od terenów okalających dzierżawione na miejskim gruncie garaże. Sprawa nie wyszłaby może na jaw, gdyby nie determinacja i dociekliwość… gliwiczanina Andrzeja Cebulskiego, korzystającego z garażu przy ul. Klosego w Zabrzu. Wykazał on urzędnikom Jednostki, iż naliczali opłaty niezgodnie z zarządzeniem prezydent miasta z 8 grudnia 2009 roku. Pieniądze w końcu zostały mu zwrócone, ale przeprosin się nie doczekał.
Pod koniec maja ubiegłego roku Jednostka przedłożyła Cebulskiemu nowa umowę dzierżawy gruntu za garaż. Powołując się na wspomniane wyżej zarządzenie prezydent miasta, urzędnicy nakazali gliwiczaninowi płacić miesięcznie po 2 złote za każdy z 29 metrów kwadratowych zajmowanej powierzchni. Przy czym jednolitą stawkę zastosowano zarówno w odniesieniu do gruntu pod samym garażem, jak i wokół niego.
Tymczasem po kilku miesiącach Cebulski odkrył, że zgodnie z punktem 1e owego zarządzenia, za „tereny przy obiektach będących przedmiotem najmu” powinien płacić nie po 2 złote, lecz po 8 groszy od metra. W jego przypadku ta diametralnie niższa stawka powinna być naliczana dla 11 spośród owych 29 metrów kwadratowych. Tymczasem urzędnicy nakazali mu płacić 25 razy więcej!
Poruszony odkryciem Cebulski udał się więc z tą sprawą do administracji Jednostki przy ul. Podgórnej. – Urzędniczka wyjaśniła mi, że wszystkim podobnym mi dzierżawcom tak samo naliczono opłaty – zgodnie z wytycznymi przysłanymi z dyrekcji Jednostki – opowiada Cebulski.
Niestety, musiało minąć kilka tygodni, nim sprawa została „odkręcona” przez Jednostkę. – Nie wystarczyło, że wskazałem im konkretny zapis w zarządzeniu prezydenta, który złamali. Zamiast przeprosić i jak najszybciej naprawić błąd, kazali mi złożyć w tej sprawie. Tłumaczono mi, że oni są urzędem i nie załatwiają takich spraw „na gębę” – denerwuje się Cebulski.
Wymagane przez urzędników pismo złożył 7 marca, odpowiedź otrzymał 30 marca. Jednostka zwróciła nadpłacone pieniądze, ale pan Andrzej i tak nadal spiera się z nią jeszcze o 20 złotych.
- Nie oddamy ich, choć mielibyśmy z tego powodu być pozwani do sądu. Wszystko co się należało, zostało temu panu zwrócone. Nic nie tłumaczy też jego zachowania, gdy krzyczał na naszych pracowników i wygrażał się im – mówi Tomasz Saternus, dyrektor Jednostki, który raczej słynie w mieście z bardzo sprawnego zarządzania powierzonym mu mieniem i podejmowania interwencji porządkowych tam, gdzie urzędnicy samorządowi udowadniają, że mają dwie lewe ręce.
Saternus zapewnił nas, że wszystkim innym dzierżawcom garaży po przeanalizowaniu sprawy Cebulskiego także zwrócono pieniądze i podpisano aneksy do zawartych umów.
- Tak naprawdę to jest marginalna sprawa i dotyczy dosłownie kilku dzierżawców. Bo w przeważającej większości przypadków tereny pod garażami są wydzielone dokładnie po obrysie danego obiektu – tłumaczy Saternus. Nie chce jednak przyznać się otwarcie, że on lub jego służby popełniły błąd i przeoczyły konkretny zapis prezydenckiego zarządzenia.
- Ja bym to nazwał doprecyzowaniem zapisów umowy – podsumowuje Saternus. - A ja niekompetencję urzędników utrzymywanych z publicznych pieniędzy – ripostuje Cebulski. |