KONTROWERSJE. Do sytuacji przypominającej scenę rodem z filmów Stanisława Barei wyśmiewającego PRL-owskie absurdy, doszło nieopodal targowiska miejskiego w Zabrzu – Rokitnicy. Najwyraźniej pod wpływem naszej czwartkowej publikacji w tradycyjnym wydaniu GŁOSu, służby miejskie wzięły się wreszcie do usuwania wielotygodniowych zaniedbań w zakresie odśnieżania traktów dla pieszych w całym mieście. Jedna z ekip dotarła na opisaną w naszym artykule newralgiczną zebrę przy ul. Budowlanej (na wysokości posesji Wajzera 3) i usunęła zalegającą grubą warstwę lodu z przejścia. Rzecz w tym, że uczyniła to tylko z jednej strony pasów, drugą pozostawiając nietkniętą!
W efekcie mieszkańcy podążający na przykład z targowiska miejskiego w kierunku centralnej części osiedla mieszkaniowego wchodzą na tym przejściu na jezdnię już w przyzwoitych i bezpiecznych warunkach, a schodzą z niego nadal po pokrytej już wodą zmarzlinie lodowej (patrz wykonane dzisiaj zdjęcie).
O przyczynach tak kuriozalnego rozwiązania chcieliśmy porozmawiać z Kazimierzem Ladzińskim, dyrektorem Miejskiego Zarządu Dróg odpowiedzialnym za utrzymanie stanu nawierzchni gminnych jezdni. Telefonu jednak od nas nie odebrał, za to odpowiedział nam smsem:
- „Sprawa wynika z podziału obowiązków pomiędzy zarządcami oraz przeszkód w postaci parkujących tuż przed przejściem samochodów, co uniemożliwia mechaniczne odśnieżanie. Musimy zrobić to interwencyjnie i to nie tylko tutaj, ale prawie w całym mieście, co wymaga czasu i jest przyczyną interwencji mieszkańców. Pozostaje mi tylko przeprosić i obiecać poprawę” – napisał dyrektor.
Skruchę przyjmujemy, jednakże wyjaśnienie tym razem trudno uznać za merytoryczne. Bowiem po drugiej stronie zebry też nie użyto mechanicznego sprzętu, lecz ewidentnie tylko w tym jednym miejscu pobocza „wyrąbano” zmarzlinę i przerzucono ją na pobliski, zaśnieżony skwer. Czemu nie można było tego zrobić na drugim pasie jezdni? |