Niekonwencjonalny, ale za to skuteczny sposób na walkę z nieporządkiem w mieście znalazł Tomasz Saternus – dyrektor gminnej Jednostki Obsługi Finansowej Gospodarki Nieruchomościami. Powołał on grupę szybkiego reagowania na zgłaszane przypadki doskwierającego mieszkańcom nieporządku. Choć dyrektor nie chce tego przyznać wprost, to tak naprawdę ekipa wyposażona w specjalistyczne kosiarki, sekatory, grabie i pojemny samochód dostawczy ma także ratować reputację władz miejskich, nadszarpniętą ślamazarnym działaniem urzędników odpowiedzialnych za porządek w Zabrzu.

Jednostka pod wodzą Saternusa – urzędnika stosunkowo młodego, ale bardzo operatywnego – zarządza w mieście nieruchomościami o łącznej powierzchni ponad 1,2 mln metrów kwadratowych (z czego 0,5 mln metrów to tereny niezabudowane, a więc wymagające systematycznego porządkowania). Jednostka ogłasza przetargi na ich sprzątanie, ale wciąż pojawiają się kolejne wyzwania i tereny do pilnego „wyczyszczenia” – także te podlegające bezpośrednio Urzędowi Miejskiemu.

- Nieuporządkowane tereny i niewyremontowane nieruchomości to tak naprawdę w dużej mierze efekt innego problemu, z którym się borykamy. Chodzi mianowicie o gigantyczne zadłużenie najemców naszych lokali, które obecnie wynosi 44 miliony złotych. Przy czym aż 60 procent tej kwoty to zobowiązania za centralne ogrzewanie i wodę, które siłą rzeczy musimy niejako kredytować. Z tego też powodu o wiele mniej funduszy zostaje na prace remontowe i porządkowe – tłumaczy Saternus.

Przed rokiem dyrektor powołał do życia specjalną, choć zaledwie 3-osobową grupę interwencyjną szybkiego reagowania. Co warte podkreślenia, zatrudnił w niej – przy współpracy i przy wykorzystaniu środków Powiatowego Urzędu Pracy – osoby bezrobotne znajdujące się w trudnej sytuacji życiowej.

- Z powodu problemów i dramatów rodzinnych byłem wówczas osobą bezdomną. Ponieważ wylądowałem na ulicy, nigdzie nie mogłem znaleźć zatrudnienia. Dopiero pan dyrektor Saternus dostrzegł we mnie człowieka i dał mi szansę. Dlatego zarówno jemu, jak i mojemu brygadziście Mirosławowi Buchcie, będę wdzięczny do końca życia. Jeśli zajdzie taka potrzeba, bez wahania jestem gotów oddać im moje narządy do przeszczepu – mówi od serca 27-letni Cezary Grochowiak. Jeszcze niedawno mieszkał w noclegowni dla bezdomnych, dziś ma już swój skromny dach nad głową i stałe zatrudnienie, któremu oddaje się bez reszty wraz z trzecim członkiem ekipy – Franciszkiem Bartkowskim.

Jak wspomina Grochowiak, początki pracy specgrupy nie były łatwe. Mieli do dyspozycji jedynie kosę i grabie. Do interwencji jeździli własnym, małym samochodem. Dziś Jednostka zadbała o profesjonalny sprzęt – włącznie z m.in. dmuchawą do zgarniania liści, traktorkiem koszącym duże zielone połacie. Zakupiono także dostawczego fiata doblo, który pełni rolę jeżdżącego zaplecza technicznego i magazynu.

- Pracy naprawdę jest sporo i niemały w tym niestety udział samych mieszkańców. No bo kto tworzy np. dzikie wysypiska śmieci, jak nie sami zabrzanie? Bywa, że jedno takie miejsce trzy razy w roku musimy porządkować – opowiada Grochowiak.

Ekipa zajmuje się nie tylko porządkowaniem terenów otwartych, ale także wykonuje proste naprawy i remonty w lokalach komunalnych zajmowanych np. przez starsze czy niedołężne osoby. - To rozwiązanie z grupą interwencyjną doskonale się sprawdza także pod względem ekonomicznym. Na przykład propozycje cenowe firm specjalizujących się w usuwanie dzikich wysypisk, przewyższają koszty utrzymania grupy. I nawet przy uwzględnieniu wydatków inwestycyjnych na grupę w dalszym ciągu wychodzimy na „zero” – zachwala Saternus.

Dlatego też w porozumieniu z Urzędem Miejskim czyni starania, by podwoić skład osoby grupy interwencyjnej.