EKOLOGIA. Nowoczesne kotły podajnikowe spalają węgiel bez dymu. To nie dzięki „doklejonej” do nich elektronice, lecz za sprawą przemyślanego sposobu spalania, który w nich zastosowano. Tę samą zasadę można zastosować w większości prostych i tanich kotłów zasypowych. Wystarczy zmienić nawyki. Zaoszczędzić można co najmniej 30% opału, mnóstwo czasu, a sam proces jest zdecydowanie bardziej ekologiczny!
Większość z nas zna tylko jeden, powszechnie stosowany sposób palenia. To rozpalanie „od dołu”: tworzy się nieduże ognisko, po czym na wierzch dorzuca kolejne porcje opału. Po każdej takiej dokładce powstaje mnóstwo gęstego, śmierdzącego dymu i sadzy — tym więcej, im większą porcję dorzucimy jednocześnie. Oczywiście najwygodniej jest napchać tyle, ile się zmieści. A potem przydusić dopływ powietrza, żeby się dłużej tliło. Tak wygląda „polska szkoła palenia”, a zarazem trucia, bo znaczna część opału jest zamieniana w dym i wysyłana w komin.
Niedoskonałości palenia „od dołu” dostrzegano już ponad sto lat temu i wtedy też wymyślono alternatywne metody umożliwiające bezdymne spalanie. Dziś stosowane są one m. in. w kotłach podajnikowych, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by tym samym sposobem palić (po sprawdzeniu stanu technicznego wszystkich urządzeń i komina) w starszych kotłach zasypowych.
Cały trik w rozpalaniu „od góry” to dobre rozpalenie „ogniska” na górze opału, tak by powstały tam żar przechodził potem powoli w dolne warstwy. Powietrze tradycyjnie płynie spod rusztu ku górze, jednak teraz żar pomału schodzi ku dołowi (z równą łatwością jak w paleniu od dołu wędrował ku górze), a dym wydostający się z warstwy zimnego jeszcze opału musi przejść przez żar, gdzie ulega praktycznie całkowitemu spaleniu. Do komina lecą niemal przezroczyste spaliny, a w miejsce dymu powstaje więcej ciepła.
Palenie „od góry” z przyczyn technicznych jest procesem cyklicznym, tj. wrzuca się na początku określoną ilość opału, rozpala i czeka do jej wypalenia, aby rozpalić od nowa (nie ma zbytnio możliwości, by dołożyć łopatą opał od spodu). Choć palaczowi przywykłemu do dokładania, może się to wydać karkołomne, palenie bez dokładania nie jest takie trudne, a wymaga jedynie zmiany nawyków. Krótko mówiąc: w paleniu „od góry” nie ma możliwości dokładania węgla, ale można zastosować tzw. palenie kroczące, zwane popularnie „od boku”. Rozpoczyna się je od rozpalenia niewielkiej ilości opału na ruszcie. Gdy ta porcja porządnie się rozżarzy, przegarnia się żar na tył kotła, a obok żaru dosypuje się świeżą porcję opału, tak by stykała się z żarem bokiem, ale go nie przykrywała. I tak na okrągło.
Obie metody wymagają stosowania dobrego węgla i poznania zachowania się pieca oraz sprawdzenia jego stanu technicznego. Zysk ekologiczny i finansowy jest jednak potwierdzony wieloma badaniami i praktycznymi ocenami (o szczegółach przeczytać można na www.czysteogrzewanie.pl).
Tekst ukazał się w Głosie Zabrza i Rudy Śląskiej (nr 9, 3 marca 2016) na kolumnie W STRONĘ NATURY, która jest współfinansowana przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach.
|